Prokuratura z Detroit podała, że Shanshan Du i jej mąż Yu Qin kopiowali dokumenty w 2005 roku, pięć dni po tym jak Du otrzymała wymówienie z GM, a następnie za pośrednictwem własnej firmy Millenium Technology International kontaktowali się z chińskim Chery, w celu sprzedaży tajnych danych. W przedstawionych zarzutach znalazł się także zapis, że Qin aplikował o etat inżyniera od technologii hybrydowej w Chery, argumentując że jest twórcą niektórych rozwiązań technologicznych stosowanych przez GM.

Do tak poważnych oskarżeń natychmiast odniósł się rzecznik prasowy Chery. - My nic nie wiedzieliśmy o tej sprawie, aż do momentu kiedy usłyszeliśmy o niej w mediach - tłumaczy Jin Yibo, w wywiadzie dla agencji Reuters. - Jest to dla nas dziwna sprawa i nadal nie rozumiemy dlaczego Chery jest z nią łączone - dodał Yibo. W oficjalnym komunikacie Chery zapewnia, że zawsze przestrzegało zasad intelektualnej własności i już od 2001 roku pracowało na nowymi, ekologicznymi rodzajami napędu.

Koncern przygotował już produkcyjną wersję modelu A5 ISG, napędzaną benzynowym silnikiem 1,3 i silnikiem elektrycznym o mocy 12 kW, przy czym silnik elektryczny nie jest w stanie samoczynnie napędzać pojazdu. Dodatkowo samochód wyposażono w funkcję start-stop, która zapala silnik w przeciągu 200 ms. Producent podaje, że nowa technologia zapewnia oszczędność 15 proc. paliwa.

Warto przypomnieć, że nie jest to pierwszy zatarg obydwu koncernów, bo już w 2005 roku GM oskarżył Chery o skopiowanie Matiza (model QQ). Kontrowersyjna sprawa zakończyła się dżentelmeńską umową stron, na mocy której Chery zaniechało planów sprzedaży swojego QQ w USA. - Nie ma żadnych szans na to, żeby te samochody były sprzedawane poza Chinami ingerując w nasz biznes - mówił wówczas rzecznik GM.

Po pięciu latach słowa te są już całkowicie nieaktualne, ponieważ QQ jest z powodzeniem sprzedawany m.in. w krajach europy Wschodniej. Być może już niebawem kopie Matiza będą opuszczać także warszawskie FSO. Czy również w tym przypadku dojdzie do ingerencji amerykańskiego koncernu, zobaczymy…