Przegląd na odległość jest znacznie tańszy od niepotrzebnej wycieczki po auto, które może się okazać odpicowanym na sprzedaż złomem.
Założenia doskonałe, ale jak to działa w praktyce? Niestety, w naszym przypadku zadziałało nie najlepiej. Do dokonania oględzin podstawionego przez nas auta doszło dopiero po kilku dniach od zamówienia usługi. Mimo stagnacji na rynku dobre auto w korzystnej cenie zapewne miałoby już nowego właściciela.
Przebieg inspekcji też nie spełnił wszystkich naszych oczekiwań. Przysłani przez firmę rzeczoznawcy ograniczyli się do oględzin nadwozia auta i wykonania pokaźnego albumu zdjęć. Przy okazji wychwycono pewne niedostatki karoserii, ale w żaden sposób nie sprawdzono stanu silnika i elementów układu jezdnego.
Wniosek?
Cena inspekcji jest bardzo atrakcyjna, ale w zamian nie zyskujemy pewności, że nie stracimy czasu na oględziny auta, które nie spełni naszych oczekiwań. Usługa nie zastąpi więc dociekliwości kupującego. Jeśli interesujący nas samochód znajduje się daleko, należy szczegółowo wypytać sprzedawcę o stan pojazdu. Nie róbmy tego ogólnikowo, np. czy auto było serwisowane.
Pytanie powinno dotyczyć tego, przy jakim przebiegu i w którym warsztacie wykonano ostatni przegląd oraz co zostało wtedy naprawione. Dobrze jest też uprzedzić sprzedawcę, że będziemy chcieli sprawdzić auto w zaufanym warsztacie lub na stacji diagnostycznej – z jego reakcji można wywnioskować, czy rzeczywiście oferta jest godna uwagi. Więcej o przebiegu testu i o tym, jak samemu sprawdzić auto, w najnowszym „Poradniku AŚ”.