Dzięki temu jeszcze zanim zdobył swój pierwszy tytuł mistrza świata, stał się uznanym autorytetem, na opiniach którego opierano modyfikacje przepisów dotyczących wyścigów i warunków technicznych aut. Choć testował różne arcyniebezpieczne nowinki techniczne (jak choćby sławetny wentylator przysysający bolid do toru serwujący kierowcy przeciążenia rzędu 9 g), znany był z tego, że nigdy niepotrzebnie nie ryzykował. Fantastyczne przygotowanie teoretyczne i planowanie oraz technika jazdy pozwalały mu na odnoszenie zwycięstw nawet wówczas, gdy inni mieli na swym koncie więcej wygranych wyścigów. Dzisiejsze wyczyny Michaela Schumachera (korzystającego zresztą przez całe lata w najdrobniejszych szczegółach z rad Laudy) są pochodną właśnie takiego myślenia. Lauda był nauczycielem i mentorem innego jeszcze wielokrotnego mistrza - Alaina Prosta. Ironią losu jest, że właśnie tak chłodnemu i ostrożnemu dwukrotnemu już wtedy mistrzowi świata przytrafił się najsławniejszy bodaj wypadek, w którym potwornie poparzony omal nie umarł w wyniku zatrucia gazami. Jednak dowiódł wówczas, że Niki Lauda to nie tylko chłodna kalkulacja, ale i niezłomna wola zwycięstwa - także, a może przede wszystkim, nad własnymi słabościami: w sześć tygodni po wypadku, po tygodniu śpiączki, znów był za kierownicą i dokończył sezon. A potem został jeszcze raz mistrzem świata...
Do piekła i z powrotem
Nie ma nikogo, kto zrobiłby więcej dla "rozebrania na czynniki pierwsze" całej Formuły 1 niż właśnie ten człowiek. Analityczny umysł, ogromna wiedza mechaniczna i niewyobrażalna intuicja techniczna sprawiły, że jeździł zawsze niezwykle bezpiecznie, a w dodatku potrafił swą filozofię jazdy odpowiednio tłumaczyć.