Czy tak jest zawsze? Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, po raz pierwszy przeprowadziliśmy test płynów do chłodnic.Co badaliśmy?Do kontroli wybraliśmy 14 produktów dostępnych w hipermarketach, sklepach samochodowych i na stacjach benzynowych. Najpierw sprawdziliśmy, czy opakowania są szczelne, i dokładnie zmierzyliśmy, czy w opakowaniu jest tyle płynu, ile podano. W tym celu użyto specjalnych cylindrów miarowych o pojemności 1000 ml i 250 ml. Część producentów przy pojemności opakowania dopisuje literę "e", co ma gwarantować, że znajduje się tam minimum tyle cieczy, ile podano. W pozostałych przypadkach możemy tylko mieć nadzieję, że producent nie oszukuje klientów. Niestety okazuje się, że w 4 spośród 14 opakowań było mniej cieczy, niż deklarowano. Najwięcej zaoszczędził producent płynu GlikoStar, w którym zamiast 5 l znajdowało się jedynie niewiele ponad 4,8 l. Przy okazji sprawdziliśmy także, czy zabezpieczenie nakrętki odrywa się od korka i zostaje na butelce. To niby mało ważny szczegół, ale jeśli da się odkręcić korek bez zrywania plomby, to teoretycznie można by podmienić zawartość bez wzbudzenia podejrzeń nabywcy. Taką słabość ujawniło 5 opakowań, wśród których znalazły się produkty znanych firm, m.in. Petrygo, GlycoShell i CoolElf.Sprawdziliśmy, czy płyny są klarowne. Sam brak klarowności nie ma znaczenia, ale też nie sposób ustalić, czy taka wada jest wynikiem jakiegoś niegroźnego zanieczyszczenia, czy też w płynie może zachodzi np. niepożądana reakcja chemiczna. Jedynie dwa produkty tego sprawdzianu nie zaliczyły (Paraflu i Ecogel 2001).Kolejnym etapem testu, jednym z najważnieszych było oznaczanie temperatury krystalizacji. 7 produktów powinno pozostać w stanie płynnym do 35 stopni poniżej zera, 5 do -37 st. C, a 2 do -38 st. C. Znacznie poniżej zapewnień wypadły jedynie dwa płyny - Ecogel 2001 i GlikoStar.Rezerwa alkaliczna, a inhibitory korozjiNastępnym etapem było oznaczanie rezerwy alkalicznej. W skrócie: chodzi o stwierdzenie, czy w płynie znajdują się inhibitory korozji. Wszystkie produkty zdały egzamin, co gwarantuje przynajmniej minimalną ochronę prze rdzą. Końcową częścią testu była ocena opakowania. Tu znaleźliśmy najwięcej niedociągnięć. Ocenialiśmy, czy na opakowaniu znajduje się informacja m.in. o przeznaczeniu wyrobu, nazwa, adres i numer telefonu producenta (importera lub dystrybutora), czy na butelce znajdują się nazwy chemiczne składników klasyfikujących wyrób jako niebezpieczny, Znaki ostrzegawcze i napisy określające ich znaczenie, zwroty wskazujące rodzaj zagrożenia, określające warunki bezpiecznego stosowania. Po co to wszystko? Jeśli np. dziecko napije się przypadkowo kolorowej cieczy, lekarz musi mieć możliwość stwierdzenia, co to jest. Numer telefonu do polskiego przedstawicielstwa producenta lub importera, gdzie można w razie potrzeby szybko uzyskać informację, jest w takiej sytuacji zawsze pomocny. Większość informacji, jakie powinny znajdować się na opakowaniach, jest zresztą ściśle określona przepisami. Ocenialiśmy również właściwą ergonomię - sprawdzaliśmy, czy da się wygodnie unieść ciężki, 4- lub 5-litrowy baniak i wlać jego zawartość do zbiorniczka pod maską.A jakie są wnioski? Większość płynów ma tylko małe uchybienia i nadaje się do stosowania. Dlatego wystawiając notę, braliśmy pod uwagę ceny. Jeśli ktoś trafi np. na promocję, może sobie sam zweryfikować ocenę. Oczywiście negatywni "faworyci" nie zawiedli - podobnie jak w przypadku testowanych corocznie przez "Auto Świat" zimowych płynów do spryskiwaczy udało nam się wyłuskać firmy oszukujące klientów i oferujące towar zaniżonej jakości. Jednak w większości przypadków podstawowa różnica pomiędzy płynami do chłodnic, jaką da się zarejestrować, to... cena, jaką trzeba za nie zapłacić.
Dobry płyn na mroźne dni
Dobry płyn powinien wytrzymać w stanie płynnym co najmniej do -30µC. Ale jeśli producenci zapewniają, że nawet większy mróz nie jest w stanie zmusić ich produktów do kapitulacji, to obietnica musi być spełniona.