Myślisz, że zostałeś oszukany, bo twój nowy samochód pali więcej, niż obiecywał producent? Nie, po prostu dane fabryczne uzyskano w laboratorium i mają one niewiele wspólnego z rzeczywistością, a już na pewno z twoim stylem jazdy
Według producentów nowe modele palą tak mało, że każdy użytkownik kilkuletniego auta nabiera chęci do jego wymiany, bo wszystko wskazuje na to, że następny samochód pozwoli zaoszczędzić nawet kilka litrów na 100 km.
I oto właśnie chodzi firmom motoryzacyjnym!
Niestety, już po przejechaniu kilkuset kilometrów nowym nabytkiem zorientujemy się, że ktoś z nas zadrwił, a zużycie paliwa nie jest takie, jak obiecywano. Początkowo można się łudzić, że to kwestia niedotartego silnika lub wady konkretnego egzemplarza. Jednak na ogół ani wizyta w serwisie, ani większy przebieg nie powodują, że zużycie paliwa zbliża się do wartości obiecywanych przez producenta.
Perfidne oszustwo? Nie, raczej skuteczny marketing
Producenci aut nie informują klientów, że podawane przez nich wartości są uzyskiwane w warunkach laboratoryjnych na podstawie cyklu pomiarowego NEDC. Jego specyfika bardziej przypomina „rajd o kropelce” niż codzienną eksploatację – przyspieszenia są bardzo delikatne, a prędkość jazdy przez większość cyklu nie przekracza 50 km/h.
Poniżej przedstawiliśmy przykłady tego, jak różni się fabryczne zużycie paliwa od rzeczywistego, zmierzonego przez dziennikarzy „Auto Bilda”. Ich testy prowadzone są na drogach publicznych (40 km po mieście, 61 poza miastem i 54 km po autostradzie, w tym 20 km jazdy z prędkością maksymalną).
Wyniki pokazują, że najbardziej można się zawieść na autach z małymi silnikami lub hybrydach preferujących jazdę miejską. Cykl NEDC nie zmusza silnika do dużego wysiłku, a ponadto producenci kształtują charakterystykę jednostek napędowych pod jego kątem – są one oszczędne wtedy, kiedy trzeba. Niestety, nawet znaczna różnica w spalaniu nie jest zwykle według sądów podstawą do wymiany auta lub zwrotu pieniędzy.