Wbrew popularnej nazwie autoalarmu nie zakłada się po to, aby wyjącą syreną odstraszyć złodzieja lub zachęcić przechodniów do obrony naszego mienia. Typowy auto-alarm (z wyłączeniem niektórych atrap montowanych do nowych samochodów w warsztatach dilerskich) powinien być główną przeszkodą przed uruchomieniem samochodu przez osobę niemającą uprawnień, czyli nieposiadającą właściwego pilota, kodu albo transpondera ukrytego w karcie lub w breloczku.
Alarmy to nieporównywalnie wygodniejsze zabezpieczenie niż jakakolwiek blokada mechaniczna: nie widać ich (o ile są starannie założone), a więc zaskoczą złodzieja, nie trzeba ich pracowicie odblokowywać dodatkowym kluczykiem po wejściu do auta i pamiętać o zamknięciu przed opuszczeniem go. Dobry alarm uzbraja się sam, gdy auto zamykamy lub oddalamy się od niego i w odpowiednim momencie się odblokowuje, abyśmy nie musieli o nim pamiętać.
Porządnie założone zabezpieczenie elektroniczne jest nie do końca przewidywalne dla złodzieja, który (warto mieć tego świadomość) w obecnych czasach z reguły nie jest tępym osiłkiem w dresie, tylko wysokiej klasy fachowcem w swojej dziedzinie.
Tyle teoria. W praktyce większość aut zabezpieczonych elektronicznie znika, jeśli tylko złodzieje mają na dany pojazd klienta. Możliwość „obejścia” blokad elektronicznych wynika z zasady ich działania: z reguły odcinają one zasilanie jednego (lub więcej) istotnego obwodu – zapłonu lub pompy paliwa. Jeżeli za pomocą przewodu elektrycznego „na krótko” przywrócimy zasilanie zablokowanego urządzenia, to obecność uzbrojonego alarmu nie będzie nam już przeszkadzać. Ale – w przypadku indywidualnie montowanych zabezpieczeń – złodziej nie wie z góry, jaki obwód jest odcięty. Dlatego czasem wygodniej jest im odnaleźć „centralkę” alarmu.
Złodzieje doskonale znają różne modele, a w wielu wypadkach są w stanie ocenić na oko, które przewody należy zewrzeć, aby obezwładnić zabezpieczenie. Jeśli dodatkowo auto ma alarm założony przez dilera, który w setkach aut montuje się w identyczny sposób, złodziej doskonale wie, gdzie go szukać, czego się spodziewać i co zrobić, aby uruchomienie auta potrwało kilkanaście sekund. Nie wierzycie? Schowajcie pilota, wezwijcie pogotowie alarmowe i poproście o uruchomienie swojego auta. Za 150 zł przekonacie się, że auto będzie gotowe do jazdy po krótkiej chwili! Przyczyną partackiego montażu alarmów w warsztatach dilerskich jest po pierwsze, oszczędność, po drugie, usterkowość alarmów.
Jeśli alarm zamontowany w Szczecinie zepsuje się w Krakowie, każda pomoc drogowa musi być w stanie obezwładnić go, aby zbędne było kosztowne holowanie, za które – w okresie trwania gwarancji – musiałby zapłacić warsztat zakładający zabezpieczenie.
Rynek alarmów samochodowych zmienia się jednak ze względu na nowe rozwiązania stosowane w instalacjach elektrycznych aut oraz z powodu coraz większych możliwości. Coraz bardziej są popularne instalacje typu CAN (do wielu odbiorników elektrycznych auta zasilanie podłączone jest na stałe, a sterowanie odbywa się za pomocą impulsów elektrycznych). Założenie w tradycyjny sposób zwykłego alarmu powoduje w nich trudne do przewidzenia awarie. Niemal każdy element wyposażenia może się „zbuntować”. Specjalne alarmy przeznaczone do instalacji canowskich wpina się w fabrycznie przewidziane kostki. Montaż takiegoalarmu jest prosty, ale jegoskuteczność, niestety,niewielka. Dlatego popularności zyskują urządzenia wykorzystujące systemy satelitarne GPS. Nie zapobiegają kradzieżom bardziej niż zwykłe blokady, ale ułatwiają odnalezienie auta.