Samochód miał kilka wad: najsłabszy, 60-konny silnik, ubogie wyposażenie, biały kolor sugerujący "firmową" przeszłość pojazdu, uszkodzony lewy błotnik oraz zarysowanie wzdłuż lewego boku nadwozia. Ale przede wszystkim auto było wyraźnie zaniedbane. Do kupna zniechęcał wypłowiały lakier, widoczne na rzadko mytym nadwoziu pierwsze ślady korozji, brudne wnętrze. Zalety: niewielki przebieg (60 tys. km), książka serwisowa oraz instalacja gazowa. Katalog Eurotaksu wycenia naszą wersję Opla Astry z 1997 roku na 16,4 tys. zł, ale chcąc od razu uzyskać gotówkę, trzeba się liczyć ze znacznie niższą ceną. Wizualnie zły stan techniczny również ma wpływ na cenę. Takim autem odwiedziliśmy pięć warszawskich komisów skupujących samochody za gotówkę. Nasz "sprzedawca" za każdym razem opisywał stan Astry jako "bardzo dobry" i nalegał, aby pracownik komisu wyszedł obejrzeć go. Zapisywaliśmy wynegocjowaną cenę, aby po miesiącu wrócić w to samo miejsce z "odmłodzonym" autem, udając, że jesteśmy tu po raz pierwszy. Oczywiste jest, że osoba planująca sprzedaż samochodu inwestuje w niego tak mało, jak to tylko możliwe. Ponieważ jednak nasz Opel sprzedawany był tylko "na niby", nie było sensu przesadnie oszczędzać. Solidnie wykonana naprawa blacharska - prostowanie i lakierowanie dwóch elementów nadwozia - oraz wymiana kierunkowskazu kosztowały 950 zł. Pozostało usunąć ślady kilkuletnich zaniedbań: lakier doprowadzono do połysku pastą polerską i woskiem, odpryski i wżery zostały zamaskowane, wnętrze dokładnie odkurzone, komora silnika umyta. Czynności te pochłonęły kilka godzin pracy i kosztowały 50 złotych: cztery żetony na myjnię ręczną (po 3,50 zł), dwa żetony na odkurzacz (po 2 zł), sprej do mycia silnika (7 zł) i pozostałe kosmetyki (pasta ścierna do nadwozia i wosk, preparat do nabłyszczania opon, sprej do czyszczenia kokpitu - razem 25 zł). Auto zmieniło się nie do poznania, choć przyznać trzeba, że jednorazowe czyszczenie nie usunęło wszystkich śladów zniszczenia - dla fachowca znaki jednorazowych, "przedsprzedażnych" zabiegów były łatwo zauważalne. Mimo to liczyliśmy, że zainwestowany tysiąc złotych zwróci się z nawiązką. Aby uniknąć rozpoznania, przed ponownym odwiedzeniem tych samych komisów odczekaliśmy miesiąc, choć czyszczenie i naprawa w warsztacie lakierniczym zajęły 4 dni. Zmienił się też nasz "sprzedawca" - skórzaną kurtkę i adidasy zamienił na bardziej elegancki płaszcz i pantofle. Efekt finansowy tych zabiegów okazał się bardzo wyraźny: oferowana przez właścicieli komisów cena za czysty i nieuszkodzony samochód była wyższa o 2-2,5 tysiąca złotych! To nawet po odliczeniu poniesionych kosztów zysk nie do pogardzenia! Prawdopodobnie jeszcze ciekawsze wyniki można by zaobserwować, sprzedając ten sam samochód osobie prywatnej. Właściciel komisu, kupując auto za gotówkę, ograniczony jest zyskiem, jaki musi uzyskać. Jako fachowiec bezbłędnie wykrywa też wszystkie istotne wady auta. Przeciętny nabywca używanego pojazdu w mniejszym stopniu zwraca uwagę na ważne szczegóły, bardziej sugeruje się ogólnym wyglądem. Zawodowi handlarze o tym wiedzą, dlatego na giełdach i w komisach można spotkać nawet 10-letnie auta, które wyglądają jak nowe, choć do ideału brakuje im wiele. Warto o tym pamiętać, kupując auto z drugiej ręki.
Kupujesz oczami!
Otym, że pierwsze wrażenie podczas kupowania używanego auta często ma znaczenie decydujące, nie trzeba nikogo przekonywać. Ale czy rzeczywiście dokładne umycie, odkurzenie, zamaskowanie wad i ewentualne naprawy znajdą odzwierciedlenie w kwocie, jaką kupiec jest gotów zapłacić? Odpowiedzi na to pytanie szukaliśmy, próbując sprzedać 5-letniego Opla Astrę.