Zawsze gdy oglądamy upatrzone auto z silnikiem TDI, porównajmy oznaczenie z klapy bagażnika z oznaczeniem na osłonie silnika oraz z opisem mocy, jaki podaje sprzedający i danymi zawartymi w dowodzie rejestracyjnym. Jeśli spostrzeżemy różnice, jest to znak, że ktoś coś kręci...
Proponuję obejrzenie kilku stron z ogłoszeniami o sprzedaży samochodów (wykonałem zrzuty z ekranu, ponieważ zdaję sobie sprawę z tego, że za jakiś czas po omawianych przeze mnie ogłoszeniach nie będzie śladu i dowody rzeczowe znikną, a umieszczając je na „moim” serwerze, zapewniam im „nieśmiertelność”). Na początek link do wspomnianego na początku Passata: http://tylik1.w.interia.pl/artykul/allegro.html.W opisie możemy znaleźć m.in.: „Moc silnika 115 KM” oraz „Informacje dodatkowe: bezwypadkowy”.
A co widać na ostatnim zdjęciu? Wszystkie trzy literki w oznaczeniu silnika są srebrne! Zatem albo sprzedający kłamie co do mocy (auto ma tylko 90 KM i nie ma pompowtryskiwaczy), albo faktycznie ma 115 KM, ale zaliczyło typową kolizję autostradową (najechanie na tył). Tylna część nadwozia była potem naprawiana i wstawiono nową klapę bagażnika, przy czym nikt nie zwrócił uwagi na oznaczenie silnika.
Jestem jeszcze w stanie przyjąć trzecią wersję – fabryczny silnik o mocy 90 KM dostał innego chipa i teraz wg tunera powinien osiągać moc 115 KM. Ale skoro tak, to dlaczego sprzedający nas o tym nie poinformował?
Kolejnego Passata z internetu zapisałem tu: http://tylik1.w.interia.pl/artykul/skan1.html. W opisie znajdziemy m.in.: „Moc: 110 KM (81 kW)” oraz „Stan bdb, bezwypadkowy”. OK, na zdjęciach auto prezentuje się niczego sobie. Ale co widzimy na czwartym z nich? Ponownie wszystkie trzy litery są srebrne. Piąte zdjęcie pokazuje zaś komorę silnikową. Widać na nim silnik TDI ze srebrnymi „TD” oraz czerwonym „I”. Daje to 99 proc. pewności, że silnik faktycznie ma deklarowane 110 koni (ten 1 proc. to możliwość wymiany obudowy silnika), a także 100 proc. pewności, że ktoś „majstrował” przy tylnej klapie.
I jeszcze jeden ciekawy Passat: http://tylik1.w.interia.pl/artykul/skan2.html. W opisie czytamy m.in.: „Moc: 110 KM (81 kW)” oraz „Bezwypadkowy”. A co widać na trzecim zdjęciu? Na tylnej klapie dumnie pręży się napis ze srebrnym „T” i czerwonymi „DI”, czyli jest to oznaczenie 115-konnej wersji PD! Intrygujące jest też piąte zdjęcie – czy inny odcień koła kierownicy i osłony airbagu nie skłania was do przemyśleń? Mnie skłania, i to bardzo! Zwróćcie też uwagę, że przednie koła ustawione są prosto, a kierownica skręcona o około 45 stopni w lewo.
Podsumowując: nadal podtrzymuję opinię, że w Polsce nie warto kupować nowych samochodów i zachęcam do zakupu młodego, używanego pojazdu (polecam artykuł „Dobre auto nie jest złe”, w którym napisałem m.in. jak sprawdzać silniki TDI z VTG). Jednak pamiętajcie – przed zakupem konkretnego samochodu naprawdę warto poznać jego historię i wiedzieć, jakie silniki, jakie typy kierownic itd. były w nim stosowane. Może to pozwolić na uniknięcie wielu niespodzianek!
Brak oznaczenia na tylnej klapie nie dyskwalifikuje auta. Mogło się zdarzyć, że kupujący poprosił o nieumieszczanie tam symbolu silnika i nie można mieć mu tego za złe. Ale zawsze jest to dodatkowy czynnik ryzyka – może właśnie w ten sposób sprzedający chciał przed nami ukryć, że klapa modelu 90-konnego pochodzi z wersji 110-konnej.
Umiesz ciekawie pisać i chcesz podzielić się swoją wiedzą o motoryzacji? Załóż własny blog! Zgłoś się do nas: blogi@auto-swiat.pl