Nawet, gdy jego auta wygrywały, jak najgorszy kapral wrzeszczał na pracowników i kierowców, domagając się natychmiastowego podjęcia pracy od nowa. Mnóstwo wielkich inżynierów i kierowców nie wytrzymywało tego traktowania i odchodziło, by już nigdy nie wrócić. Fakt, że gdy zdarzała się przegrana, potrafił natchnąć wszystkich nadzieją, otoczyć cały zespół ojcowskim ciepłem i opieką - ale tylko przez chwilę. Potem znów zaczynał się zachowywać jak poganiacz niewolników. A miał niebywały dar do wyszukiwania najlepszych kandydatów na niewolników. To u niego jeździli najwybitniejsi kierowcy świata, to dla niego tyrali jak przy budowie piramid inżynierowie, którzy gdzie indziej otrzymaliby najlepsze warunki pracy i apanaże o astronomicznej wysokości. Miał w sobie coś, co pozwalało mu stworzyć firmę o renomie i prestiżu znacznie wykraczających poza rzeczywiste jej znaczenie czy jakość lub osiągi wytwarzanych przez nią pojazdów. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że jeszcze jako szef działu wyścigowego Alfy Romeo potrafił doprowadzić do sytuacji, gdy to kierowcy płacili za występy na jego autach i oddawali firmie lwią część zdobytych nagród finansowych? Słynął z uporu w swych nie zawsze rozsądnych poglądach, jak choćby sławne: "moje auta mają być najszybsze, a nie najlepiej hamować". W całym życiu tego geniusza organizacyjnego był tylko jeden człowiek, który potrafił się z nim kłócić jak równy z równym: fenomenalny kierowca Tazio Nuvolari. Choć niższy od swego szefa o przeszło głowę, często patrzył nań po prostu z góry.
Namiętność i tyrania
Twórca najsławniejszej stajni wyścigowej i największej liczby aut umieszczanych w różnych panteonach chwały. Póki żył, nieprzerwanie rządził swą Scuderią.