Psychologiczna granica to ok. 100 tys. km, auto z większym "stażem" sprzedać trudno. Żeby pozbyć się go, trzeba więc cofnąć licznik. Dla oszustów jest to banalnie prosty i niedrogi zabieg.Co da się "przekręcić"?To nieprawda, że elektroniczne liczniki przebiegu są bardziej odporne na fałszerstwa niż mechaniczne. Można zmienić właściwie każdy zapis. Jest to proceder powszechny, stosowany przez komisy samochodowe, sprzedawców prywatnych, importerów używanych aut, pośredników itd. Niektórym samochodom zmniejsza się przebieg po raz pierwszy w komisie w Niemczech, po raz drugi w Polsce!Zmiana stanu licznika mechanicznego to banalnie proste zadanie. Fałszerz musi w tym celu wyjąć panel wskaźników z auta i rozłożyć jego obudowę, aby dostać się do "wałeczków" z cyframi, pokazujących przebieg. Czasem wystarczy przesunąć jeden wałeczek - ten wskazujący setki tysięcy kilometrów. Fałszerz delikatnie wsuwa ostry przedmiot pomiędzy dwa elementy, aby wzajemnie nie zazębiały się i jeden z nich obraca o odpowiednią wartość. Drugi sposób: to rozebranie zestawu tarczek na części pierwsze i złożenie w odpowiednim ustawieniu. Trzecia metoda (wymaga zastosowania spreparowanego narzędzia): podłączenie nierozebranego panelu zegarów do silniczka elektrycznego. W sposób przyspieszony zwiększa się przebieg aż do 999 999 km, potem następuje wyzerowanie, "przebieg" stopniowo zwiększa się - operacja zatrzymywana jest we właściwym momencie. Dwie pierwsze metody mogą zostawić ślady, jeśli są przeprowadzone niedbale. Trzecia jest prawie niewykrywalna. Można też zmienić panel zegarów albo sam licznik na taki, który ma mniejszy "przebieg". Koszt usługi w warsztacie: od 50 do 200 zł. ElektroniczneFałszerze profesjonaliści zajmują się obecnie najchętniej właśnie tego rodzaju licznikami - "korekcja przebiegu" nie wymaga żmudnej, zegarmistrzowskiej pracy. Potrzebne jest małe, przenośne urządzenie elektroniczne łatwo dostępne w handlu. Fałszerz podłącza je albo do gniazda w liczniku (czasem trzeba go więc wymontować), albo... do gniazda diagnostycznego samochodu i wówczas nie trzeba nawet wyjmować licznika. W wielu nowoczesnych autach osoba zmieniająca stan licznika musi pamiętać o tym, że informacje o przebiegu zapisywane są dwutorowo: po pierwsze w liczniku, po drugie w centralnym sterowniku pojazdu. Jeśli zmieni się tylko zapis w liczniku, fałszerstwo wyjdzie na jaw podczas wizyty w serwisie. Jednak jest to już zmartwienie nowego właściciela. Przykładowe ceny: Volkswageny (większość modeli) - 100 zł, Mercedes klasy A do 2000 roku - 250 zł, po 2000 roku - 350 zł, Renault Clio -150-200 zł w zależności od rodzaju sterownika i wieku. Są też prostsze, amatorskie metody oszukiwania liczników, szczególnie niektórych rodzajów, ale obecnie coraz rzadziej stosuje się je ze względu na duże ryzyko wpadki. Nie opłaca się kombinować samemu, lepiej zwrocić się do specjalisty.Czy dużo jest fałszerzy liczników? Aby to sprawdzić, wystarczy przejrzeć gazety z ogłoszeniami motoryzacyjnymi. Ofert jest tam bardzo wiele, podobnie jak w internecie. Znajdziemy tam porady warsztatów (w niektórych pracują fachowcy naprawdę wysokiej klasy), kontakty, oferty usług z dojazdem, wykonywanych na poczekaniu (od 100 zł), cenniki, itd. Niektóre z serwisów oferują... zniżki dla stałych klientów i warsztatów! Patrz otwartym okiemKażdy kupujący auto musi wiedzieć, że samochód używany, z nieudokumentowaną historią nie ma "przebiegu", tylko "stan licznika". Fałszerstwo trudno wykryć. Dlatego kupując auto bez książki serwisowej, należy przed podpisaniem umowy i wpłaceniem pieniędzy poddać je dokładnym oględzinom w ASO i próbować ustalić rzeczywisty przebieg po zużyciu elementów eksploatacyjnych (np. kierownica, fotele, okładziny pedałów), zakładając, że rocznie pokonało 15-20 tys. km.
Nie ma auta bez przekrętu
Ci, co kupują używane auto, zwykle najpierw pytają o jego przebieg. Najbardziej pożądane "okazje" mają za sobą najwyżej kilkadziesiąt tysięcy kilometrów.