W uproszczeniu: ESP zapobiega wpadnięciu samochodu w poślizg poprzez wyhamowywanie poszczególnych kół i ewentualne odjęcie mocy. Dzięki czujnikowi umieszczonemu przy kolumnie kierownicy system wie, w którą stronę chce jechać kierowca. Z kolei sensory prędkości kół (te same, z których korzysta ABS) oraz czujniki przeciążenia i przyspieszenia poprzecznego informują układ, w którym kierunku rzeczywiście porusza się pojazd. Jeżeli występuje różnica między tym, czego chce kierowca, a tym, co robi auto, system interweniuje. I to niezależnie od tego, czy pojazd przyspiesza, czy hamuje. Maszyna skuteczniejsza od kierowcyWielu kierowców twierdzi, że umiejętnością hamowania pulsacyjnego są w stanie zastąpić ABS, a zamiast ESP wystarczy szybka kontra kierownicą. Nasza rada: jeśli nie mają licencji wyścigowej lub rajdowej, to nie warto im wierzyć! W większości przypadków ESP i ABS działają znacznie skuteczniej od dobrego kierowcy. Warto też wiedzieć, że konstruktorzy coraz częściej idą na łatwiznę przy opracowywaniu układów jezdnych, wiedząc, że ewentualne niedociągnięcia zatuszuje ESP. Niektórych sytuacji drogowych nie bierze się pod uwagę podczas projektowania, bo działający system nie powinien do nich nigdy dopuścić! Skoro ESP jest potrzebny, to dlaczego w niektórych autach można go wyłączyć? W pewnych sytuacjach system może nieprawidłowo oceniać sytuację. ESP stworzono z myślą o jeździe po drogach utwardzonych, więc poza nimi radzi sobie kiepsko. Wyłącznik służy głównie do tego, by można było wyjechać z błota lub kopnego śniegu albo jechać samochodem wyposażonym w łańcuchy przeciwśniegowe. Zresztą wyłącznik często tylko pozornie pozwala kierowcy poszaleć. Choć ESP jest "wyłączony", to wciąż czuwa. Wprawdzie mniej wrażliwy, ale po przekroczeniu pewnej granicy interweniuje. I właśnie wtedy bywa naprawdę niebezpiecznie!
Nie wyłączaj ESP
ESP, czyli elektroniczny układ stabilizacji toru jazdy, to coraz popularniejszy element wyposażenia. Słusznie, bo dzięki niemu można uniknąć wielu wypadków.