Zbadają nawet zawieszenie i grubość lakieru! Podoba Wam się? Nam też! Dlatego postanowiliśmy przetestować, jak to działa w praktyce. Na razie inspekcję wykonywaną przez firmę Inter Partner Assistance mogą zamówić klienci portalu OtoMoto. Gdy już mamy upatrzone auto – podoba nam się na zdjęciach wykonanych przez sprzedawcę, opis jest zachęcający i cena w porządku – klikamy w link „zamów inspekcję”. Jeżeli właściciel wyraził zgodę na jej przeprowadzeni, zostaniemy poproszeni o wpisanie swoich podstawowych danych i zapłatęnależności za usługę – np. kartą kredytową. Teraz czekamy na informację z wynikami inspekcji, które dostaniemy mejlem.Uwaga: zdjęcia sprzedawcymogą bardzo dobrze ukrywać rzeczywisty stan auta! Tym razem inspektorzy nie mieli lekko. Na portalu OtoMoto wystawiliśmy na sprzedaż własne auto. Cenę ustaliliśmy „zaporowo”, aby prawdziwi kupujący nie przeszkadzali nam w teście. Podstawiony przez redakcję klient zainteresował się autem i zamówił usługę. Operator firmy „inspektorskiej” zadzwonił do sprzedawcy po kilku godzinach. Czapki z głów! Niestety, do konkretnego ustalenia terminu inspekcji nie doszło – widać auto parkowało nie po drodze. Umówiliśmy się na kolejny telefon. Drugi raz operator dodzwonił się do nas po dwóch dniach, dopiero po kolejnych dwóch umówiliśmy się na badanie. Dobre auto w dobrej cenie byłoby już dawno sprzedane! Do inspekcji auta jednak doszło pod czujnym okiem redakcyjnego paparazzi udającego zainteresowanie architekturą warszawskiej Pragi oraz sprzedawcy, pozornie roztrzepanego redaktora, zachowującego jednak czujność. Autor tej fotografii – inspektor – z oczywistych względów jest poza kadrem.Tak sprawdzali autoNa oczach rzeczoznawców auto wyjechało z garażu, po czym właściciel wyłączył silnik. Wykonano zdjęcia nadwozia i wnętrza, więc wyraźnie widoczny rozdarty fotel został sfotografowany i opisany. Uwagę inspektorów zwróciły delikatnie opuszczone zderzaki. Porównano numery auta z zapisami w dowodzie, spisano (błędnie) datę pierwszej rejestracji. Nie użyto czujnika grubości lakieru (wbrew wpisowi do raportu), nie sprawdzano stanu zawieszenia (w raporcie jest sugestia, że testowano je). Nie wykonano jazdy próbnej. Nie poproszono o uruchomienie silnika.Dużo zdjęć pozwala dokładniej ocenić auto. Poznajemy niektóre nieuwzględnione w ogłoszeniu sprzedawcy braki. Długi czas oczekiwania na inspekcję. Usługa wykonana częściowo, co wprowadza potencjalnego nabywcę w błąd! Co wiemy, a czego niePo skorzystaniu z inspekcji dowiedzieliśmy się, że rozdarty jest fotel kierowcy (prawda). Wiemy też, że zderzaki auta są delikatnie opuszczone, ale nie wiemy, że to z powodu „oparcia się” o inne auto. Dowiedzieliśmy się, że auto jest zadbane (prawda), że nie ma rys i otarć (prawda), że nie ma korozji (nie sprawdzono tego), że wszystkie urządzenia wewnętrzne działają (nieprawda), że zawieszenie jest w porządku (prawda, ale nie sprawdzano tego), że poziom oleju jest w normie (nie sprawdzono), że opony są zużyte w 15 proc. (to prawda – oglądano je).
Ocena stanu techcznego auta. Sprawdzamy czy nastąpiła rewolucja w kupowaniu używanych aut?
To naprawdę świetnie pomyślana usługa! Zamiast jechać na drugi koniec Polski, aby obejrzeć auto, które chcemy kupić, wysyłamy tam ekipę rzeczoznawców. Za 99 zł – czyli mniej, niż kosztuje taka wycieczka – otrzymujemy zestaw obiektywnie wykonanych zdjęć oraz rzetelną informację o stanie auta.