Pojawiły się pierwsze statystyki na temat ruchu drogowego. Zamawiały je wówczas tylko firmy zajmujące się produkcją samochodów lub części do nich, bo agendy ds. ruchu drogowego były dopiero w powijakach i jeszcze nikt nie miał pomysłu na ich funkcjonowanie. Statystyki dowodziły jasno: liczba wypadków i kolizji drogowych rosła w zastraszającym tempie. W październiku 1928 roku firma Bosch wypuściła na rynek pierwszy kierunkowskaz. Reklamując go (przede wszystkim wobec ustawodawców), wskazywała na fakt, iż większość niegroźnych, ale kosztownych i blokujących miasta kolizji drogowych wiązała się z niemożnością porozumienia między użytkownikami dróg co do obranego toru jazdy. Przepisowe machanie ręką w odpowiedni sposób sprawdzało się, ale tylko wtedy, gdy widoczność była znośna. Propozycja Boscha była znacznie sensowniejsza: po obu stronach auta unoszone ramię wyposażone w światełko odblaskowe - albo jeszcze lepiej: w małą lampkę. Genialnie proste i nie do przeoczenia - a co ważniejsze, całkowicie zrozumiałe nawet dla kogoś, kto nigdy z autem nie miał do czynienia. Rozwiązanie rozprzestrzeniło się w niesamowitym tempie - po prostu było znakomite. O jego praktyczności świadczy fakt, że dopiero w roku 1951 Hella zaproponowała w dwóch nowych i supernowoczesnych niemieckich autach wzorach "cudu gospodarczego Erharda" (Ford Taunus i Borgward Goliath) znane do dziś migacze. A kierunkowskazy-ramiona istniały jeszcze przez 10 lat! Migacze stały się obowiązkowe dopiero na początku lat 60.
Pokazały kierunek
W latach 20. ubiegłego wieku nie tylko w ojczyźnie masowej motoryzacji, ale i w Europie ruch uliczny zrobił się tak gęsty, że kolizje zaczęły być poważnym problemem.