kobiecie nie było łatwo zostać naukowcem. Dziewczyny uczęszczały do szkół głównie po to, by znaleźć męża. Na szczęście Stephanie Kwolek była inna. Ona została badaczem już w wieku... 10 lat. Ale pojawił się problem: nie potrafiła się zdecydować, co właściwie chce robić. Najdłużej się upierała przy medycynie, ale po śmierci ojca musiała sama zarabiać na studia, więc uzyskawszy fantastyczne wyniki w szkole średniej z matematyki i chemii, podjęła pracę w jednej z największych firm chemicznych świata - Du Pont. Tu długo współtworzyła sztuczne tkaniny, aż w roku 1964 w ramach poszukiwania wyjątkowo odpornych włókien sztucznych przypadkiem (tak twierdzi, ale nie wierzmy w to, Stephanie jest geniuszem z 84 patentami na koncie) udało się jej stworzyć zupełnie nową rodzinę polimerów, tzw. aramidy. Już pierwszy preparat wykazywał absolutnie fenomenalne cechy, m.in. 5-krotnie wyższą twardość od stali, odporność na korozję, niemal zupełną niepalność itp. Tworzywo to nazwano kevlarem. Po 10 latach od odkrycia weszło do powszechnego użytku jako materiał do budowy kadłubów łodzi i karoserii wyczynowych aut, włókno, z którego powstają tkaniny na kombinezony kierowców wyścigowych, materiał na korpus kasków motocyklowych i kamizelki kuloodporne. Co ciekawe, Stephanie do dziś bardziej niż z odkrycia dumna jest z tego, że wymusiła na szefie laboratorium zbadanie swojego wynalazku. Bo gdy przyniosła preparat w formie płynnej, wydawało się, iż żadna siła nie zmusi szefa do poddania próbki wirowaniu i kolejnym fazom testowym. Ale Kwolek się "wykazała": przez tydzień nie dawała mu spokoju, aż wykonał pierwszą próbę, byle tylko Stephanie dała mu spokój. A potem nie było już wątpliwości...
Uparta jak osioł, ale...
W latach 30. i 40.