Następnie odpowiednie części trzeba było zamontować w aucie. Oczywiście, palnik wyładowczy nie pasował do gniazda żarówki halogenowej, ale wystarczyło nożem wyciąć otwór i wkleić go tam. Teraz konieczne było podłączenie zasilania przetwornicy do kabla, który przed przeróbką zasilał bezpośrednio żarówkę, i pięknie oświetlona była nie tylko droga, ale i... korony drzew!
Reflektory świeciły jaśniej niż lampy niejednego auta fabrycznie wyposażonego w ksenony. Na dłuższą metę nie dawało się tak jeździć, bo oślepialiśmy jadących z przeciwka tak bardzo, że wydawało im się, iż jedziemy na długich. Stąd już tylko krok od wzywania policji i innych awantur.
W radykalnym poprawieniu jakości oświetlenia starszych aut swój interes widzieli też renomowani producenci. Pojawiły się zestawy homologowane i bezpieczne, z reflektorami przystosowanymi do palników ksenonowych, przetwornicami, spryskiwaczami i układami poziomowania. Na początku zaproponowano zestawy do kilku popularnych modeli i... tak zostało. Kilka tysięcy zł okazało się za wysoką ceną, biorąc pod uwagę niewielką wartość starszych aut.
Wojnę o klienta chętnego do montażu lamp ksenonowych wygrali dalekowschodni producenci tandety, którzy – trzeba przyznać – wymyślili patent tani, prosty w montażu i skuteczny. Żadne auto wyposażone w taki sprzęt nie spełnia wymagań technicznych, każde oślepia jadących z przeciwka, ale mimo wszystko nie rzuca się to w oczy aż tak, jak w przypadku samoróbek.