Na jedną stację kontroli pojazdów (SKP), a jest ich w Polsce ok. 4,5 tys., przypada nieco ponad 5 tys. samochodów. W praktyce na coroczny przegląd przyjeżdża na jedną stację tylko 3,6 tys. aut rocznie. Jest to – biorąc pod uwagę nakłady potrzebne na uruchomienie stacji, a potem na utrzymanie wszystkich obowiązkowych urządzeń – niewiele.
W Polsce prowadzenie SKP jest zwykłą działalnością usługową, SKP może więc otworzyć każdy, kto uważa, że mu się to opłaca, np. zarządca floty 200 starych Autosanów, jeżdżących w barwach PKS. Przeciętny diagnosta, zanim zacznie czepiać się przepalonych żarówek czy zardzewiałych progów, zastanowi się dwa razy – inaczej szybko będzie musiał poszukać nowej roboty.
Dlatego w Polsce 98,5 proc. przeglądów (!) kończy się pozytywnym wynikiem, co jest oczywistym absurdem. Nie podoba się to przedstawicielom tzw. branży motoryzacyjnej, którzy chcą sprzedawać więcej części, pragną, żeby warsztaty miały więcej pracy, twierdzą też, że martwi ich stan środowiska zatruwanego przez zepsute auta.
Nie są zadowoleni także przedstawiciele SKP – mówią, że w warunkach nieuczciwej konkurencji (gdy ktoś stempluje każdy pojazd, jak leci) pracować się nie da, i sami muszą przepuszczać zepsute auta. Jedni radzą, żeby zaostrzyć kontrole stacji i nakazać cykliczną wymianę sprzętu, jakby to automaty przybijały pieczątki. Inni mówią, że stacjom się poprawi, gdy np. zakaże się odliczania VAT-u (mowa o autach firmowych) od wydatków związanych z pojazdami bez ważnych badań, czyli żeby każdego, kto np. remontuje pojazd, traktować jak złodzieja.
Jest i pomysł, żeby karać właścicieli osobówek za to, że przyjeżdżają na przegląd po terminie, i – a jakże! – żeby podwyższyć opłaty za obowiązkowy przegląd. Skoro stacji jest za dużo, to trzeba skończyć z wolnorynkową konkurencją – to jedna z sensownych propozycji tzw. branży. Niech ich będzie trzykrotnie mniej, niż jest. Niech kontrola auta będzie kontrolą, a nie usługą.
Naklejki potwierdzające ważność badań na szybach aut – proszę bardzo! Kontrole aut na ulicy – tego nam trzeba! Ale już podwyższanie cen, wstawianie do SKP jeszcze droższych, zapisujących wszystko urządzeń – to zwykły skok na kasę. Choćby obowiązkowy przegląd kosztował i 500 zł, w niczym to nie pomoże – będzie nawet więcej chętnych, żeby otworzyć interes w postaci kolejnej niepotrzebnej nikomu SKP.
Naszym zdaniem
Podobno obowiązkowy przegląd auta powinien trwać pół godziny, a nie 10 minut i dlatego powinniśmy płacić więcej. A ja uważam, że w przypadku osobówki 10 minut wystarczy i 100 zł też – tylko diagnosta nie może martwić się, że za „negatyw” straci klienta.