Coraz częściej na miejskich ulicach (choć nie tylko) można zaobserwować dwa niepokojące zjawiska. Pierwsze to przejeżdżanie na czerwonym świetle. Brak działań ze strony policji i wydłużanie czasu trwania żółtego sygnału prowadzą do tego, że kierowcy jadą wtedy, gdy jest to zabronione. Łatwo wówczas można doprowadzić do zderzenia z autem jadącym prawidłowo.
Druga kwestia, może nie tak niebezpieczna, ale za to drażniąca, to spychologia. Niestety, część kierowców traktuje to jako przejaw sprytu i sposób na usprawnienie jazdy. Nazywając rzecz po imieniu, jest to wymuszenie pierwszeństwa przejazdu. Takie zachowanie utrudnia ruch, a może nawet doprowadzić do kolizji.
Przykład: jedziemy drogą z pierwszeństwem przejazdu. Mamy zielone światło i chcemy skręcić w prawo w dwupasmową ulicę. W tym czasie z przeciwka zbliża się inny pojazd, który zamierza skręcić w lewo, w tę samą drogę co my. W tym przypadku to on powinien ustąpić pierwszeństwa przejazdu (jeśli znaki nie stanowią inaczej). Po skręcie możemy zająć dowolny pas, także lewy, jeśli za chwilę zamierzamy ponownie skręcić.
Niestety, wjazd spychologa zmusza nas do zajęcia prawego pasa. Według wielu kierujących usprawnia to ruch, jest to jednak niezgodne z przepisami, a kierowcy spychający innych popełniają wykroczenie.
Kolejny przykład denerwującego zachowania to omijanie stojących aut. Zdarza się, że aby to zrobić, musimy wjechać na lewą połowę jezdni. Jeśli w tym czasie zbliża się do nas pojazd, musimy poczekać, aż przejedzie, bo to on ma pierwszeństwo. W tej sytuacji bez znaczenia jest fakt, że bardzo nam się spieszy albo że za nami zebrał się sznur samochodów. Rozpoczynając manewr omijania, zmuszamy jadących prawidłowo do wjazdu na chodnik lub pobocze. W przeciwnym razie istnieje ryzyko np. urwania lusterek lub porysowania lakieru. Warto zauważyć, że możemy wtedy wyrządzić szkody także w prawidłowo zaparkowanych samochodach.