Nie miał żadnego powodu, by się spieszyć, ale "sportowe ambicje" i kompletny brak umiejętności przewidywania nie pozwalały mu jechać spokojnie. Prawa noga cyklicznie wędrowała z gazu na hamulec. Andrzej jechał lewym pasem i spędzał z niego wszystkich pozostałych kierowców. Migał na nich światłami, a gdy to nie pomagało, ustawiał się kilka metrów za zderzakiem poprzedzającego samochodu i czekał, aż jadący z przodu nie wytrzyma i zjedzie mu z drogi. Wtedy oczywiście gaz do dechy, żeby odpowiednio zadać szyku, i tak aż do następnego auta. Ci, których Andrzej tak piętnował, jechali zgodnie z przepisami - wyprzedzali wolniejsze auta jadące prawym pasem, który był cały czas zajęty ze względu na spory ruch. Czarny Lanos jechał dalej, jak codziennie o tej porze wyprzedzając wszystko, co się tylko dało. Andrzej był w swoim żywiole, w końcu mógł poczuć niezbędną dawkę adrenaliny. Ale akurat skończyła się jego ulubiona płyta w odtwarzaczu i trzeba było ją zmienić. Jadąc "na zderzaku" złotego Scirocco, Andrzej sięgnął po krążek CD. Na dwie, trzy sekundy oderwał wzrok od drogi. Ze sportowo-dyskotekowego błogostanu wybudził go niespodziewany wstrząs. To Scirocco zahamowało, a Lanos uderzył w tylny zderzak volkswagenowskiego klasyka. Scirocco obróciło się i zaczęło sunąć bokiem w poprzek jezdni. Jego prędkość wynosiła jeszcze grubo ponad 100 km/h. Dwa sczepione samochody zaczęły powoli wytracać prędkość, zdzierając blachy nadwozi o barierę energochłonną...Gdyby na drodze były tylko te dwa auta, to poza ich mocnym zniszczeniem kierowcy mogliby wyjść z opresji bez szwanku. Ale ruch był duży i - tak jak przewracające się jeden za drugim klocki domina - na Lanosa i Scirocco zaczęły wjeżdżać kolejne samochody. Jeden, drugi, trzeci...Kilka porozbijanych aut, wielu rannych. To i tak duże szczęście, że nie najechał na nikogo TIR albo autobus, bo byłoby znacznie gorzej. Zanim na miejsce dojechały służby zdolne do usunięcia samochodów z drogi, minęło kilka godzin. Na drodze dwujezdniowej oznacza to wielokilometrowy korek, bo przecież nie można tam zawrócić lub nawet ominąć wypadku, jeżeli uszkodzone auta zajmują całą szerokość jezdni. Jak do tego doszło - już wiemy. Bezmyślny kierowca Lanosa realizował swoje ambicje na drodze i zabrakło mu choć odrobiny zdrowego rozsądku. Ważniejsze jest jednak to, co możesz zrobić, żeby zapobiec takiej sytuacji. A jest to bardzo prosta rzecz, która pozwoli zabezpieczyć się nawet przed popisami takich "pospiesznych" kierowców, jak właściciel opisywanego wcześniej Lanosa. Chodzi o zachowanie odpowiednio dużego odstępu od poprzedzającego auta. Jeżeli jego kierowca gwałtownie zwolni, będziesz mieć czas na bezpieczne zahamowanie. A teraz najważniejsze: powinno być ono na tyle płynne, by z tyłu nikt na ciebie nie najechał. Dlatego jeżeli tylko zachowanie jadącego z przodu kierowcy wzbudzi twój niepokój lub niepewność, zdejmij nogę z gazu i zwiększ odległość, jaka dzieli przedni zderzak twojego auta od tyłu poprzedzającego samochodu. Podobnie zrób, kiedy jakiś "kozak" będzie jechał tuż za tobą - zrób sobie miejsce z przodu na łagodne hamowanie, a może uda się uratować tył twojego samochodu przed zniszczeniem!Spada wiek inicjacji!Niedawno podziwialiśmy 12-latka, który przejechał 350 km autem wyprowadzonym z garażu pod nieobecność rodziców. To wydarzenie wpisuje się w trend: wiek inicjacji samochodowej wśród młodzieży spada! Kilka dni później pewien 13-latek ukradł w Węgorzewie Mercedesa i wyruszył nim na południe. Niestety, ugrzązł na leśnej drodze i aby się z trzęsawiska wydostać, musiał z pobliskiego gospodarstwa "wypożyczyć" ciągnik. Udało się, ale gdy Mercedes zakopał się ponownie, chłopak w dalszą drogę udał się ciągnikiem. Niestety, taktyka całkowitego zaciemnienia, stosowana podczas wojen dla ochrony przed wrogiem, tym razem nie sprawdziła się. Jadąc bez świateł, wpadł traktorem na drzewo. Ustalono, że jechał do Kętrzyna, ale naszym zdaniem jadąc dalej na południe, mógł trafić do supertajnego ośrodka służb specjalnych w Szymanach k. Szczytna i z wojskowego lotniska dalszą podróż kontynuować samolotem.Zima znów zaskoczyła drogowcówW pierwszych dniach opadów śniegu zima znów zaskoczyła drogowców w całej Polsce, ale oczywiście to nie ich wina. Tym razem odpowiedzialność spada na kamery monitorujące warunki ruchu na najważniejszych trasach, a właściwie to na kierowcę ciężarówki, który wjechał na centralę telekomunikacyjną w Krakowie i unieruchomił kamery w całej Polsce. Pozbawił drogowców "podglądu" sytuacji! Na szczęście, po pierwsze, kamery wkrótce naprawiono, a po drugie, przestało padać.Kamery także w WarszawieTymczasem warszawscy kierowcy, którzy dotąd oglądali korki tylko zza szyb aut, teraz mogą także na nie popatrzeć, nie wychodząc z domu. Dzięki kamerom zainstalowanym przy dużych skrzyżowaniach, połączonych z internetem (www.um.warszawa.pl/infokorki), dowiadujemy się, że korków w centrum miasta nie ma od godziny 21 do 6 rano. Ta cenna wiedza pozwoli pracownikom - ku uciesze pracodawców - omijać korki. Wystarczy wyruszać do pracy o 5.30 i wracać do domu po 21.00.
Wystarczy sekunda...
Spokojny, grudniowy wieczór. Andrzej wracał swoim czarnym Lanosem z pracy do domu.