Skoro – jak głosi legenda – na Wyspach samochody rozdają za półdarmo, to czemu by w sumie nie skorzystać? Wskoczyliśmy więc w auto i ruszyliśmy po okazje życia. Naszym pierwszym przystankiem w podróży był londyński dom aukcyjny BCA. W galerii prezentujemy kilka ofert, które tam znaleźliśmy.
Ale co to w ogóle jest aukcja samochodowa? Z grubsza rzecz biorąc, wygląda to tak: na wielkim placu ustawiane są auta mające danego dnia iść pod młotek. Aby dokładniej im się przyjrzeć, trzeba przyjść jakiś czas przed rozpoczęciem aukcji, wtedy można m.in. zbadać stan karoserii, sprawdzić zużycie opon i zapoznać się z raportem rzeczoznawcy przyklejonym na przedniej szybie (takie raporty znajdziecie tylko na dużych aukcjach).
„Gorsze” auta, pochodzące np. od osób prywatnych lub z tanich komisów, raportu nie mają, a z kartki przytwierdzonej do szyby dowiecie się jedynie tego, że jest to pojazd „sold as seen” (w wolnym tłumaczeniu: widziały gały, co brały). W żadnym przypadku nie da się zajrzeć do środka, nie mówiąc już o jeździe próbnej.
Co bardziej skrupulatni klienci starają się wykorzystać moment, kiedy dane auto jest przez pracownika domu aukcyjnego podstawiane przed specjalną trybunę i wtedy – w locie – otwierają bagażnik lub drzwi, ewentualnie – nasłuchują odgłosów z silnika.
Sama aukcja trwa nie więcej niż minutę-dwie. W tym czasie zbierane są oferty, w domu BCA na żywo mogą też licytować osoby niebędące na miejscu, ale mające dostęp do internetu. Najwyższa oferta wygrywa, kupujący ma potem maksymalnie kilkadziesiąt godzin na zabranie auta z terenu firmy. Aby przystąpić do aukcji, trzeba najpierw wpłacić wadium, które zwykle jest zwracane, ale nie zawsze, niektóre firmy pieniędzy nie oddają, nawet jeśli nie dokonacie żadnej transakcji. Warto o tym pamiętać!
Najtańsze auta znajdziecie auta na aukcjach Copartu (copart.co.uk), gdzie licytuje się samochody, mniej lub bardziej, rozbite. Można to robić także przez internet, ale to już wymaga wcześniejszej rejestracji (koszt 50 funtów – bezzwrotna opłata członkowska) i potwierdzenia swojej tożsamości. Wówczas będziecie mogli licytować auta nie wychodząc z domu. Niestety, auta na takich aukcjach zwykle traktowane są jak złom i najczęściej pakowane na lawety... widlakami.
Więcej o naszej wyprawie i samochodach jakie znaleźliśmy na Wyspach przeczytacie w aktualnym numerze „Auto Świata” i „Poradnika”. Wyjaśniamy tam, jak wyglądają formalności, co ile kosztuje oraz gdzie szukać poza aukcjami używek i ile one są tak naprawdę warte. Zapraszamy do lektury.
Galeria zdjęć
W dużych domach aukcyjnych (takich jak np. BCA) pojazdy z reguły opisuje się dość szczegółowo, m.in. odczyt błędów z centralki sterującej, wycieki płynów, kondycja układu hamulcowego itp.
BMW mimo młodego wieku (data rejestracji 2005 r.) i rozsądnego przebiegu (90 tys. mil) było mocno zniszczone - poobcierane felgi, głębokie rysy na lakierze, popękane zderzaki i pierwsze ślady korozji na bocznych słupkach. Sprzedane za: 3900 GBP
Czarny Civic (111 tys mil) mimo młodego wieku sprawiał ważenie auta po przejściach. Silnik pracował nierówno, a felgi były mocno „wycięte” na rantach. Auto znalazło nabywcę, ale licytacja trwała bardzo krótko. Niska cena wywoławcza (1700 GBP), ale chętnych nie było.
Podstawowa wersja Mini cieszyła się dużym zainteresowaniem handlarzy. Auto wyglądało przyzwoicie i miało niepodważalną zaletę – niski przebieg 54 tys. mil (86 913 km). Sprzedany za 2275 GBP
„Jedynka” z daleka wyglądała bardzo zachęcająco i... to by było na tyle. Silnik „rechotał”, lakier był poobijany, a na felgach widać było pierwsze ślady korozji. Środek mimo czyszczenia też nie zachwycał – najwyraźniej poprzedni właściciel nie dbał o to auto. Sprzedane za 3250 GBP
Audi A6 Avant z dieslem 1.9 TDI (130 KM), wyposażony był w tykającą bombę w postaci skrzyni Multitronic. Auto najlepsze czasy miało już za sobą, ale niezbyt wygórowana cena przyciągnęła kilku zainteresowanych. Sprzedany za 2000 GBP
Na koniec perełka zneleziona na placu domu aukcyjnego BCA. Terenowe Toyoty cieszą się opinią niezniszczalnych, jednak poprzedniemu właścicielowi tego egzemplarza udało się tego dokonać w 12 lat!
Jak widać na załączonym obrazku, poprzedni właściciel Toyoty nie był estetą.
Spory przebieg może tłumaczyć lekkie przetarcia, ale takie dziury?
Z tyłu auto wyglądało, jak po... ataku niedźwiedzia. Bagażnik był w jeszcze gorszym stanie.
Po widoku wnętrza, pokiereszowany dach i belki już nas nie zdziwiły.