Od 1250 do 1600 zł – tyle kosztuje kurs na prawo jazdy kategorii B. W cenie jest 30 godzin jazdy i 30 godzin lekcyjnych teorii oraz materiały szkoleniowe i egzamin wewnętrzny. Instruktor wynajęty przez ośrodek szkolenia ma za 900-1000 zł udostępnić kandydatowi na kierowcę kupiony przez siebie prawie nowy samochód, ponieść koszty paliwa, napraw i eksploatacji, zaoferować swoją pracę. Jakby powiedziała była minister infrastruktury: za tyle pracuje albo złodziej, albo idiota.
Młodzi kierowcy powodują najwięcej wypadków, bo uczą się jeździć dopiero po zdaniu egzaminu na prawo jazdy
30-35 zł za godzinę ma wystarczyć na opłacenie instruktora nauki jazdy oraz zapewnienie auta i kosztów jego eksploatacji
Przepisy o obowiązkowych jazdach doszkalających oraz okresie przejściowym dla kierowców nie weszły w życie
Bodaj 8 lat temu uchwalono przepisy, które miały zagwarantować, że młody człowiek, który zda egzamin na prawo jazdy, po pierwsze, będzie dobrze nauczony obchodzenia się z autem, a po drugie, prawo jazdy dostanie niejako na próbę. W okresie próbnym nie tylko będzie jeździł specjalnie oznakowanym samochodem (z tzw. zielonym listkiem), nie tylko nie będzie mógł jeździć tak szybko, jak „dorośli” kierowcy, lecz także będzie zmuszony wziąć udział w szkoleniach z doskonalenia jazdy.
Super! Dziś kierowcy, którzy wzięli udział w podobnych szkoleniach, to elita na drogach. Prawda, że w dwie godziny teorii i w ciągu jednej godziny praktyki niewiele się nauczysz, ale ta godzina wystarczy, by poczuć, co się dzieje z samochodem, gdy na śliskiej nawierzchni wciśniesz hamulec do podłogi. W ciągu godziny dowiadujesz się, że nie potrafisz opanować poślizgu. Być może nauczysz się hamować z jednoczesnym omijaniem przeszkody. Tylko tyle i aż tyle!
Albo taniość, albo bezpieczeństwo
Przepisy z powodu braku systemu informatycznego nie weszły jednak w życie – były systematycznie odkładane z roku na rok. Za czasów obecnej władzy, ich wejście w życie odłożono już bezterminowo, choć być może system nie jest już głównym problemem. Raczej chodzi o koszty: procedura uzyskiwania prawa jazdy z dnia na dzień stałaby się droższa, a tego wyborca nie lubi. Więc kandydaci na kierowców szkoleni są po staremu: po pierwsze, tanio, po drugie, byle zdać egzamin. Nauka jazdy? Nie ma na to czasu i nie ma pieniędzy.
Młodzi niebezpieczni według policji
W „Rzeczpospolitej” czytamy o policyjnym raporcie, z którego wynika, że kierowcy w wieku 18-24 lat należą do najbardziej niebezpiecznych na drodze. Rzeczywiście, kierowcy z tej grupy w 2018 roku spowodowali 5113 wypadków, w których zginęło 428 osób i ponad 6,7 tys. osób zostało rannych. Te dane mówią jednak niewiele – wprawdzie kierowcy ze starszej grupy spowodowali więcej wypadków, ale jednak jest ich więcej.
Jeśli weźmiemy liczbę wypadków spowodowanych przez kierowców z danej grupy wiekowej przypadających na 10 tys. osób, to od razu widać, o co chodzi – ci najmłodsi mają wskaźnik 17,5 wypadku, podczas gdy kolejna grupa wiekowa (25-39 lat) ma wskaźnik istotnie niższy – 9,8 wypadku. A więc tak: młodzi kierowcy statystycznie są najbardziej niebezpieczni. Swoją drogą, ciekawe dlaczego w policyjnych statystykach tworzone są tak duże grupy wiekowe. Nie dałoby się podawać zagrożenia, jakie powodują kierowcy w każdym wieku, np. 18-, 19-, 20-, 21-letni? Ostatecznie kierowca 24-letni z kilkuletnim stażem to już inny kierowca niż ten, który ma 19 lat i prawo jazdy odebrał dzień wcześniej. Fachowcy od ruchu drogowego zwracają uwagę na nieodpowiedzialność i brawurę młodych kierowców. Pytanie tylko czyja to wina?
Jak działa ośrodek szkolenia kierowców?
Foto: Auto Świat
Nauka jazdy i egzamin: placyk to podstawa!
Typowa cena kursu na prawo jazdy kategorii B to ok. 1500 zł, ale są i takie za 1250 zł. Kurs obowiązkowo składa się z 30 godzin zegarowych jazdy i 30 godzin lekcyjnych teorii. W praktyce teoria to pięć kilkugodzinnych spotkań z wykładowcą, podczas których tłumaczone są wszystkie przepisy drogowe. Szkoła zapewnia wykładowcę, pomieszczenie i sprowadza lekarza hurtowo wystawiającego zaświadczenia o dobrym stanie zdrowia.
Musi zarobić. Na jazdy zostaje nie więcej niż 1000 zł i żeby to się udało, zwykle zatrudnia się instruktorów prowadzących własną działalność gospodarczą. Za 33 zł na godzinę instruktor musi się wykarmić, zapewnić auto przystosowane do nauki jazdy, kupić paliwo, zapłacić za naprawy, pokryć koszty eksploatacyjne samochodu, zapłacić podatek. Gdyby instruktor w miesiącu pracował „etatowe” 168 godzin, zarobiłby 5600 zł miesięcznie minus koszty zakupu auta, paliwa, eksploatacji, ubezpieczenia OC (najwyższe stawki!). Minus podatek. Auto po trzech latach jest niewiele wartym złomem. Da się to zrobić solidnie i uczciwie? Nie sądzę.
Czego uczy się kandydat na kierowcę?
Najlepiej, jeśli z każdej godziny jazdy uda się urwać kilka-kilkanaście minut. W miarę możliwości nauka skupia się na manewrach na placyku – sprzęgło tańsze od paliwa. W ciągu 30 godzin jazdy wielu kursantów ani razu nie ma okazji spróbować ostrego hamowania. Zero poślizgów, zero technicznych manewrów. Zero wiedzy o tym, jak działa i czy w ogóle istnieje ESP oraz ABS. Kto nie doczyta, ten się nie dowie. Zero możliwości prowadzenia różnych aut – tylko mały, miejski samochód podobny to tego modelu, którym dysponuje miejscowy WORD (by łatwiej było zdać egzamin – niespodzianek kursanci nie lubią).
A teraz możecie mówić dalej, jak nieodpowiedzialni są młodzi kierowcy... Na pewno nie bardziej nieodpowiedzialni niż politycy, którzy gotowe rozwiązania już mają, tylko schowali je do szuflady. Łatwiej udawać, że jest tanio niż zadbać o bezpieczeństwo!