• Dopłaty do aut na prąd będą znacząco niższe – nie 37,5 tys. zł, jak wynika z rozporządzenia, być może nawet nie kilkanaście tys. zł, lecz jeszcze mniej
  • Zgodnie z deklaracją wiceministra klimatu Ireneusza Zyski (za PAP) dopłaty mają ruszyć w lutym, ale znów nie wiadomo w jakiej wysokości
  • Zbyt wysokie dopłaty „zaburzają pewną równowagę”

Jeszcze w grudniu ubiegłego roku weszły w życie rozporządzenia o dopłatach do samochodów elektrycznych – najpierw dla osób fizycznych, a potem – rzutem na taśmę – dla firm. Zbiegło się to z typowymi dla końca roku promocjami w salonach i z prezentacjami nowości, które lada dzień miały trafić do sprzedaży. Wiedząc już, że rząd sfinansuje 30 proc. ceny aut na prąd (dotyczy modeli w cenie do 125 tys. zł), chętni na jazdę elektrykiem zaczęli rezerwować samochody i wpłacać zadatki. Niektóre firmy bardzo odważnie informowały w reklamach o cenach aut z uwzględnieniem rządowych dopłat. Z finalizowaniem transakcji oczywiście trzeba było się wstrzymać, bo wprawdzie rozporządzenia wydano, to jednak nie ogłoszono jeszcze naboru wniosków o dopłaty. Teraz zakupy trzeba jeszcze raz przemyśleć, bo rząd wprawdzie pieniądze obiecał, a nawet zagwarantował na piśmie, ale teraz wycofuje się z podjętych zobowiązań.

Oto kilka dni temu za pośrednictwem portalu „wysokienapiecie.pl” minister klimatu Michał Kurtyka mówił o konieczności zrewidowania wysokości dopłat – być może do kwoty poniżej 20 tys. zł (zgodnie z rozporządzeniem maksymalna wysokość dopłaty to 37,5 tys. zł). Jeden z argumentów jest taki, że dzięki temu nie 2 lecz aż 4 tysiące osób będzie mogło skorzystać z dotacji. Teraz PAP cytuje wiceministra klimatu Ireneusza Zyskę, który idzie dalej:

Kilkunastu? To chyba nie pomyłka, bo minister dotowane samochody na prąd opisuje też jako „zabawki dla ludzi zamożnych” (za PAP). Czy to oznacza, że ostatecznie wysokość dopłaty zamknie się kwotą „kilku” tysięcy?

Punkt ładowania samochodów elektrycznych w warszawskim centrum handlowym „Galeria Wileńska”: wybitnie polski standard wspierania elektromobilności Foto: Maciej Brzeziński / Auto Świat
Punkt ładowania samochodów elektrycznych w warszawskim centrum handlowym „Galeria Wileńska”: wybitnie polski standard wspierania elektromobilności

Tymczasem jeszcze trzy lata temu powołana za pieniądze państwowych firm energetycznych spółka Electromobility Poland powtarzała slogan: „Milion samochodów elektrycznych w Polsce do 2025 roku”. Zorganizowano konkurs na wizualizację auta, które następnie miało trafić do produkcji. Wybrano zwycięzców. Według EMP miała to być „dla Polski nie tylko szansa na dogonienie, ale również wyprzedzenie światowych trendów”. Polska miała się stać „częścią globalnego przemysłu pojazdów elektrycznych”. Mistyfikacja?

Także prezydent Andrzej Duda mówił (w styczniu 2018): Samochody elektryczne oznaczają brak emisji. To jest w moim przekonaniu zdecydowana większość tego co rzeczywiście powoduje zjawisko smogu. Jeżeli przejdziemy na elektromobilność (...) będziemy w stanie zapewnić czystsze powietrze.

Tymczasem z każdym kolejnym miesiącem elektryfikacja pojazdów w Polsce natrafia na kolejne problemy. Drożeje prąd, a miesięczne opłaty za przydział mocy są takie, że operatorzy publicznych punktów ładowania zmuszeni zostali do obniżenia mocy swoich urządzeń. Wielkie państwowe firmy jak Lotos inwestują w punkty ładowania, ale liczyć można je na palcach jednej ręki. Prywatne firmy, które do niedawna oferowały darmowe ładowanie, teraz wprowadzają cenniki: ładując auto elektryczne „na mieście”, jeździmy drożej niż na benzynie. Grono osób, które może docenić zalety auta na prąd, ogranicza się do właścicieli domów z garażem, w którym mogą oni zamontować własną ładowarkę i tych, których stać na to, by drugi, spalinowy, samochód stał w gotowości na podjeździe.

A co słychać w Electromobility Poland? Trudno w EMP uzyskać jakiekolwiek informacje na temat bieżącej działalności spółki i jej planów. Samochodu nie ma, a ślady po konkursie na stronach EMP zostały starannie (choć nieskutecznie) ukryte. By utrudnić dotarcie do tych treści, EMP zmieniła adres strony, a gdy wpiszemy stary adres, zostaniemy przekierowani na nowy, który prowadzi już tylko do portalu zawierającego głównie mało zajmujące nowinki ze świata elektromobilności. EMP nie odpowiada na pytania dotyczące działalności spółki (wciąż czekamy na odpowiedź). Niedawno z Wikipedii zniknęło hasło „ElectroMobility Poland”. Przypadek? A może po prostu duże pieniądze lubią ciszę?

Wiceminister Ireneusz Zyska (za PAP) obiecuje, że nabór wniosków o dofinansowanie zakupu e-aut ruszy w lutym, ale nie wiadomo, w jakiej wysokości będzie to wsparcie. Wiadomo tylko, że będzie ono znacząco niższe niż miało być i jakiekolwiek ono będzie, wsparcie uzyska zakup produktów, których tylko nieliczne części pochodzą z Polski. Chętnych może jednak nie być wielu.

I jeszcze jedno: jeśli państwowy organ wydaje rozporządzenie, w którym określa, kto i na jakich warunkach otrzyma konkretne kwoty, jeśli ludzie, wierząc w wydany akt prawy, podejmują decyzje i zobowiązania, to wycofanie się rządu z tych deklaracji jeszcze przed wydaniem pierwszej złotówki, jest decyzją fatalną i skandaliczną! Jak można robić interesy z ludźmi, którzy nie dotrzymują słowa? Ja, szczerze mówiąc, znam uczciwszych.