Cele były szczytne: automatyczny, superskuteczny system nakładania kar za przekroczenie prędkości miał zapewnić bezpieczeństwo na drogach. To ważne – kar, a nie mandatów! Kary te (o wiele wyższe niż dzisiejsze mandaty) nakładane byłyby w trybie administracyjnym i miałyby rygor natychmiastowej wykonalności, czyli niezależnie od tego, czy sprawca czułby się winny, czy nie, powinien w określonym terminie, np. 7 dni, uiścić stosowną kwotę, nawet jeśli na zdjęciu byłyby dwa auta, a kwit z karą za szarżowanie 160 km/h trafiłby do kierowcy Stara z 1984 roku. Dopiero po zapłaceniu kary sprawca (domniemany sprawca?) mógłby się odwoływać, choć dokument nie do końca określał, w jaki sposób.

Nielegalne fotoradary - Posłowie uratowali nas przed głupotą posłów Foto: Auto Świat
Nielegalne fotoradary - Posłowie uratowali nas przed głupotą posłów

Uchwalona przez posłów ustawa rozwiązywała też problem z uchylającymi się od zapłaty. Samochody będące narzędziem wykroczenia, za które nie uregulowano kary, ulegałyby konfiskacie, a następnie sprzedawano by je na licytacji. Jeśli auto nie należałoby do sprawcy, "zakładnikiem" Skarbu Państwa i egzekutorem w jednej osobie zostawałby właściciel pojazdu. W przypadku, gdyby kierowca nie uiścił kary, pojazd należący do osoby trzeciej podlegałby bowiem konfiskacie.

Wstyd, że w europejskim państwie w XXI wieku ręce posłów podniosły się podczas głosowania za takim bublem. Na nasze i wasze szczęście TK przegłosowaną już ustawę kazał wyrzucić do kosza, a więc nie wejdzie ona w życie.

PS. W związku z nadaktywnością posłów autor proponuje przeprowadzać w Sejmie akcję "Trzeźwy poranek". Pijanych wsadzać do kozy, konfiskować guziki do głosowania i wystawiać na Allegro.pl.