Pewnego wrześniowego popołudnia szeroką drogą dwujezdniową jechał autobus poznańskiej komunikacji miejskiej. Na każdej z jezdni wyznaczone były po dwa pasy ruchu. Prędkościomierz pokazywał 50 km/h, a więc w granicach dopuszczalnej normy dla obszaru zabudowanego. Kierowca autobusu, zbliżając się do oznakowanego przejścia dla pieszych, dostrzegł pieszego, który znajdował się w połowie jezdni na wysepce. Pieszym był starszy pan poruszający się z racji swojego wieku powoli i o lasce. Pieszy ten powinien swoim zachowaniem wzbudzić nieufność każdego, a zwłaszcza zawodowego kierowcy: wszedł na jezdnię, po której poruszał się autobus, zrobił krok, po czym zawrócił na wysepkę. Autobus w tym momencie znajdował się jeszcze około 50 m od przejścia dla pieszych, lecz kierujący nim Maciej K., obserwujący i widzący cały czas dziwne zachowanie pieszego, nie podjął manewru hamowania, aby w razie konieczności móc bezpiecznie zatrzymać pojazd przed przejściem dla pieszych. Był to bardzo poważny błąd w ocenie sytuacji. Kolejny błąd popełnił pieszy. Źle obliczył prędkość poruszającego się autobusu i zarazem jego odległość względem przejścia dla pieszych. Gdy autobus znajdował się około 20 m od przejścia, pieszy szybkim krokiem wtargnął na jezdnię, próbując za wszelką cenę zdążyć przejść na drugą stronę przed nadjeżdżającym autobusem. Kierujący tym pojazdem rozpoczął rozpaczliwą próbę hamowania. Nie udało się. Autobus zdołał zatrzymać się dopiero kilka metrów za przejściem - o wiele za daleko, aby uniknąć wypadku. Obrażenia pieszego okazały się tak rozległe, że na ratunek nie było już żadnych szans. Pieszy zginął na miejscu

Ogranicz zaufanie! Foto: Auto Świat
Ogranicz zaufanie!

Pasażerowie autobusu mieli więcej szczęścia, podczas silnego hamowania wielu z nich poprzewracało się, jednak żaden nie poniósł uszczerbku na zdrowiu. Wina pieszego nie budzi wątpliwości. Gwałtowne wtargnięcie na jezdnię tuż przed rozpędzony nadjeżdżający pojazd (nawet na przejściu dla pieszych) zawsze może skończyć się tragicznie. Jednak czy kierowca autobusu był bez winy? Z pewnością nie! Tak też stwierdził sąd, powołując się na szereg ekspertyz, symulacji i opinii biegłych badających to zdarzenie. Kierujący pojazdem, widząc dziwne zachowanie pieszego, miał obowiązek zastosować wobec niego zasadę ograniczonego zaufania polegającą na zmniejszeniu prędkości i dalszej obserwacji zachowania pieszego. Niestety tego nie uczynił. Ewidentnie wystąpił tu związek przyczynowo- -skutkowy zachowania kierującego z tragicznym w skutkach wypadkiem, który później nastąpił. Kierujący nie trafił do więzienia, ponieważ wykonanie wyroku zostało warunkowo zawieszone. Został obciążony jednak sporą grzywną i dodatkowymi kosztami związanymi z tą sprawą. Najważniejsze jednak jest to, iż do końca życia będzie na nim ciążyła świadomość, że swoim nieprofesjonalnym zachowaniem przyczynił się do śmierci człowieka. A wystarczyło trochę zwolnić... Tej tragedii można było uniknąć...

W opisywanym wypadku dobitnie widać znaczenie zasady ograniczonego zaufania - jej prawidłowe zastosowanie mogłoby uratować życie pieszego. Na czym polega ta zasada? Mówiąc skrótowo: opiera się ona na założeniu pesymistycznego rozwoju wydarzeń. Jeżeli widzimy auto wyjeżdżające z drogi podporządkowanej, zakładajmy, że może wjechać nam przed maskę samochodu, mimo że złamie w ten sposób przepisy. Gdy wyprzedzamy albo omijamy niezdecydowanego kierowcę, bierzmy pod uwagę, że może on nagle zajechać nam drogę. Aby było bezpiecznie, trzeba tak dostosować prędkość i zachowanie na drodze, by w miarę możliwości naprawić błędy innych. Bohater naszej historii tego nie zrobił. Gdy zbliżał się do przejścia dla pieszych i dostrzegł wchodzącego na pasy człowieka, już powinien zwolnić. Nie zrobił tego nawet, gdy pieszy po wykonaniu kroku powrócił na wysepkę, co wskazywało na jego niezdecydowanie. Niestety, pieszy w ostatniej chwili ponownie zmienił zdanie i wtargnął na jezdnię tuż przed autobus. Kosztowało go to życie. A kierowca autobusu naprawdę mógł to przewidzieć i zmniejszyć wcześniej prędkość. To niewielka cena za uratowanie komuś życia.