Na parking, na którym się zatrzymałem, wjechał „zdyszany” radiowóz. Wysiadł z niego policjant i spytał: To Pan wiózł dzieci w bagażniku? Faktycznie, dzieci jechały w bagażniku. Żeby nie drażnić i tak zestresowanej władzy, dodałem od razu: Auto jest 7-osobowe, ma z tyłu miejsca siedzące, pasy, foteliki i są na to papiery.

Ktoś doniósł, że ulicami miasta przemieszcza się charakterystyczne kombi, a w bagażniku siedzą dzieci tyłem do kierunku jazdy i machają do kierowców aut jadących za nimi. Składane kanapy w bagażnikach kombi to dodatkowe wyposażenie wielu modeli, m.in. Volvo serii 700 i 900, V70, Mercedesów klasy E (W123, W124, W210, W211 i nawet W212), Peugeotów 406 itp.

Wykorzystywanie tego elementu wyposażenia zgodnie z przeznaczeniem to jednak rzadkość i wielu kierowcom od razu zapala się czerwona lampka: ktoś wiezie dzieci jak ziemniaki!

Kierowca, który był uprzejmy zaniepokoić się bezpieczeństwem moich dzieci, poświęcił się bardzo, gdyż jechał za mną w żółwim tempie przez ponad 10 km, żeby mieć pewność, że zostanę zatrzymany i ukarany. W sumie, skoro już się zaniepokoił, słusznie uczynił, choć postawa tego typu nie w każdym wypadku cieszy się uznaniem coraz bardziej zajętych (m.in. donosami) policjantów.

Ludzie masowo donoszą, ja już przestałem dawać pouczenia. Ostatnio pewna pani doniosła, że kolega ukarał ją pouczeniem, gdyż po czasie doszła do wniosku, że jednak powinna dostać mandat...

Nerwową reakcję społeczeństwa wywołują dzieci pozostawione w aucie, kierowcy jadący wężykiem, a coraz częściej także przekraczający prędkość. To dobrze, bo łamanie przepisów przestaje być komfortowe, ale też i źle, bo obróbka doniesień zabiera o wiele więcej czasu niż zwykłe wyłapywanie łamiących przepisy. Gdyby zamiast informacji telefonicznej policjant dostał oficjalne, podpisane zawiadomienie (np. w formie nagrania) i musiał mnie wezwać na przesłuchanie, straciłby nie pół godziny, lecz kilka razy tyle.

Donosy są dla funkcjonariuszy „opłacalne”, jeśli osoba, na którą skarżymy, popełnia przestępstwo i da się ją złapać na gorącym uczynku (np. pijany). Jeśli trzeba kogoś wezwać, bo najechał na ciągłą linię czy przejechał na czerwonym, procedura zajmuje w najlepszym wypadku godziny, a gdy (z różnych względów) musi zająć się sprawą sąd, ciągnie się miesiącami.

Nie bez powodu, jeśli na policję trafi nagranie z telefonu czy kamerki, jest ono analizowane m.in. pod kątem wykroczenia, które mógł popełnić autor nagrania. Jechałeś 140 km/h za piratem drogowym i nagrałeś licznik w swoim aucie? Jemu się może upiecze, ale tobie na pewno nie! I słusznie, bo Polska to nie Szwajcaria i niech tak zostanie.

Naszym zdaniem

Takie czasy, że jedna kamera w samochodzie już nie wystarczy. Trzeba kupić drugą i nagrywać także to, co dzieje się za samochodem. Takie nagranie przyda się wcześniej czy później. Może donosiciel dzwonił na policję z komórki, trzymając aparat w ręku?