Skoda Yeti obstawia dolną strefę klasy SUV. Oczywiście „dolna” tyczy się gabarytów, bo pod względem zaawansowania technicznego czy wykorzystania powierzchni auto może konkurować z liderami. Udało nam się poznać jego mocne i słabe strony.
Z pewnością pochwalić trzeba wykorzystanie wnętrza Skody Yeti. Długość 4,22 m oznacza jedno z najmniejszych aut klasy SUV – to mniej niż w Nissanie Qashqaiu czy Kii Sportage, o takich „olbrzymach” jak Mitsubishi Outlander nie wspominając. Oczywiście nie będzie tu mowy o trzecim rzędzie siedzeń, za to piątka pasażerów może mieć naprawdę przyjemną podróż.
Po pierwsze: odpowiada za to czytelny projekt tablicy rozdzielczej oraz całkowicie akceptowalna jakość materiałów (przynajmniej w testowych, „wypasionych” wariantach). Po drugie: już w podstawowej wersji Skody Yeti ma być dostępny system VarioFlex. To przesuwana tylna kanapa (przez co pojemność bagażnika zmienia się pomiędzy 405 a 510 l), której fragmenty można również osobno składać, wyjmować itp. W przypadku małego auta takie rozwiązanie wręcz dodaje przestrzeni. Dzięki temu pod względem ilości miejsca Skoda Yeti jest naprawdę wspaniałe. Po trzecie: przewidziano wiele ciekawych pozycji na liście wyposażenia.
Skoda Yeti standardowo otrzymuje 4 airbagi, kierownicę regulowaną w dwóch płaszczyznach, relingi dachowe. Za dopłatą m. in. kurtyny, poduszki tylne boczne i kolanowa dla kierowcy, potężny szyberdach, dodatkowe schowki, alufelgi, biksenony, parkingowe „wspomagacze”.
Nieco kontrowersji wzbudza paleta silników. Bo niby wybór spory, wszystkie nowoczesne, ale czegoś tu brak. Podstawowy 1.2 jest dobry, ale tylko jako podstawowy. Z niewielkiej pojemności udało się uzyskać wysoką moc, jednak nas ta wersja nie zainteresowała – występuje tylko jako 4x2. Druga „benzyna” to 1.8 FSI. Silnik ciągnie fantastycznie, auto ma osiągi niemal jak GTI. Spokojna jazda to niewielkie spalanie. Ale gdzie jest „złoty środek”? Przydałoby się coś pośredniego – 1.4 czy 1.6 FSI. Do uciągu Skody Yeti ważącej 1,5 tony by wystarczyło.
Podobnie rzecz się ma z dieslami. Rozpiętość mocy od 110 do 170 KM nie oznacza różnicy w pojemności – wszystkie jednostki to 2.0 TDI z wtryskiem common rail. Są ciche i dynamiczne, ale już wariant 1.6 TDI dla wielu kierowców byłby satysfakcjonujący. Na pocieszenie dodajmy, że zawieszenie na twardych drogach spisuje się fantastycznie, auto prowadzi się pewnie i przyjemnie. Komfort jazdy bez względu na prędkość, z jaką się poruszamy jest bardzo wysoki, nic nie hałasuje.
Pozostaje sfera terenowa. W Skodzie Yeti bardzo sprawnie działa międzyosiowe sprzęgło, wspomóc się też możemy przyciskiem „Off-road”, który przestawia pracę takich systemów jak ABS i ASR na tryb terenowy. Interesującą funkcją jest uphill start assistant (ułatwiający ruszanie na pochyłościach) oraz downhill assistant, który wspomaga kierowcę na stromych zjazdach, utrzymując stałą prędkość. Co ciekawe, działa na kilku pierwszych biegach oraz na luzie, a kierowca może w szerokim zakresie regulować prędkość zjazdu.
Czy tak wyposażona Skoda Yeti zostanie mistrzem bezdroży (przynajmniej w swojej klasie)? Niestety nie – Skoda da radę tylko wtedy, gdy będzie w miarę płasko. Inaczej na przeszkodzie stoją słabe kąty nadwozia, a także mały prześwit – Skoda podaje 180 mm, ale wydaje się on sporo mniejszy. W polskich salonach Yeti pojawić ma się we wrześniu. Ceny poznamy prawdopodobnie już na początku wakacji. Nieoficjalne dane mówią, że podstawowa wersja 1.2 kosztować ma około 62-65 tys. zł. To niemało, ale poczekajmy na ostateczny cennik.