Jeszcze do niedawna samochody Toyoty były przede wszystkim praktyczne. W przypadku pikapa oznaczało to niekoniecznie wysilony, za to trwały i oszczędny silnik, proste, pozbawione ekskluzywnych elementów wnętrze oraz pojemną ładownię. Jednak konkurencja również w tej klasie zaczęła wprowadzać nowinki techniczne, a listę wyposażenia uzupełniać o detale zarezerwowane do niedawna raczej dla klasy średniej. Zaczął się też wyścig mocy.
Odpowiedzią Toyoty jest zmodernizowany Hilux z silnikiem 3.0 w najlepszej wersji wyposażeniowej. Czy ma szansę rywalizować z Nissanem Navarą o miano najbardziej dynamicznego? Czy zadowoli gusta nie tylko robotników, lecz także osób aktywnie spędzających wolny czas? Podczas liftingu (koniec ubiegłego roku) zadbano o uzupełnienie listy wyposażenia.
Teraz mamy niezły „wypas”: automatyczną klimatyzację, tempomat, wielofunkcyjną kierownicę, 6 airbagów. Zarówno przednie fotele, jak i kanapa zapewniają niezłą wygodę. Z tyłu pod siedziskiem znajdziemy sporych rozmiarów schowki. Wadą wnętrza jest kanapa składająca się tylko w całości oraz pokrętło regulacji głośności radia, które znalazło się z prawej strony (po japońsku?). Przydałyby się też dodatkowe pomysły (np. składane oparcie fotela pasażera).
Niezbyt wiele inwencji wykazali konstruktorzy w przypadku skrzyni ładunkowej. Co do rozmiarów nie ma zastrzeżeń, ale poza 4 prostymi zaczepami brak tu innych udogodnień – przydałby się system mocowania bagażu, schowki itp. Dobrze, że Toyota oferuje szeroką gamę zabudów. Warto podkreślić solidny montaż i niezłą jakość materiałów wykończeniowych.
Przyjrzyjmy się bliżej silnikowi. Trzylitrowa jednostka napędowa pochodzi oczywiście z Land Cruisera 120. Już wcześniej znana była w Europie Zachodniej, do nas trafiła wraz z liftingiem. Rzeczywiście do tej pory Hilux nie mógł zadowolić kierowców dynamicznie jeżdżących – silnik 2.5 początkowo miał tylko 102 KM, później wzmocniono go do 120. To niezbyt wiele, dlatego oferowano m.in. chipy wzmacniające. Ale właściwym rozwiązaniem jest właśnie silnik 3.0. Jest on niesamowicie elastyczny, zaś „popędzony” przez kierowcę sprawdzi się również w sprincie.
Pięciobiegowy „automat” dzielnie dotrzymuje mu kroku, nie obniżając dynamiki. Oczywiście w stosunku do wersji 2.5 z „manualem” trzeba się liczyć ze wzrostem spalania – o około litr na 100 km. Dobrze, że Toyota zajęła się również podwoziem. Samochód sprawnie hamuje i chyba jest trochę mniej „skoczny” na polskim, dziurawym asfalcie, niż swój odpowiednik z silnikiem 2.5. Niestety, każdy kij ma dwa końce – ładowność wynosi marne (jak na pikapa) 745 kg. Masa przyczepy ciągle jest niemal symboliczna – maksymalnie to 2250 kg. Do zakupu najlepszej wersji zachęca fakt, że tylko tu otrzymamy system VSC (odpowiednik ESP). To dość ważny dodatek, bo nie zapominajmy, że na asfalcie wciąż musimy polegać na napędzie tylnej osi (zachowano najprostszy układ napędowy).
W dziedzinie zdolności terenowych Hilux reprezentuje solidną średnią swojego segmentu. Prześwit 215 mm jest do zaakceptowania (jakim sposobem Toyota doliczyła się aż 292 mm? – Taka informacja widnieje w oficjalnych katalogach). Porządne osłony przedniej części podwozia wzbudzają zaufanie, zaś mocne, dwuczęściowe zaczepy holownicze dają gwarancję opuszczenia przeszkody z pomocą auta kolegów. Pozostają niestety tradycyjne ograniczenia – potężne gabaryty i spora masa własna. System VSC można odłączyć. W dalszym ciągu samochodem niezbyt łatwo się manewruje – i w terenie, i w mieście.