V8 to przykład coraz rzadszego gatunku samochodów. Stara się – i to na najwyższym poziomie – połączyć doskonałe osiągi na szosie z możliwością odwiedzania terenu i komfortowym wnętrzem. Oczywiście tak skrajne cechy wymagają kompromisów, ale efekt jest wart uwagi. Idąc pod prąd tendencjom, testujemy wersję z potężnym silnikiem benzynowym.
Toyota nie potrafi pozbyć się praktycznego podejścia do samochodów. W ekskluzywnym jak by nie było modelu V8 na próżno szukać perforowanej skóry, wyrafinowanego drewna, itp. Wszystko jest dobrze wykończone i po prostu poprawne. Czy to wystarczy? Dla nas tak, ale trzeba by spytać milionerów zainteresowanych zakupem… Trzy rzędy siedzeń (ostatni w opcji) stawiają przysłowiową kropkę nad „i” w kategorii „praktyczny”. Ale swoją drogą, to Toyota mogłaby wymyślić bardziej wyrafinowany system składania fotelików.
Silnik benzynowy to doskonałe źródło napędu do takiego auta, choć zużycie paliwa budzi obawy. Czy uzasadnione? Po części tak, ale maksymalne spalanie na poziomie 23 l/100 km nie przeraża. A przecież rzadko kiedy odległość pomiędzy skrzyżowaniami pokonujemy z maksymalnie wciśniętym gazem. Gdy „odpuścimy”, silnik okazuje się całkiem oszczędny.
Jazda na szosie. Komfort, cisza, dobre tłumienie. Przy masie własnej ponad 2,5 t nie ma co marzyć o zwinności na zakrętach, ale auto sunie spokojnie i dostojnie, nawet przy wysokich prędkościach.
Terenowe możliwości. Potężne gabaryty nie pozostawiają złudzeń – przeprawówki z tego auta nie będzie. Ale solidna technika, dobra praca podwozia i porządne osłony sprawiają, że bez obaw opuścimy nie tylko asfalt, ale i szutrową drogę. Ciekawostką jest system Crawl Control utrzymujący niską prędkość – na pierwszym zakresie hamulce ingerują tak często, że niemal zagłuszają pracę silnika. Koszty. Brak zainteresowania – oto oficjalny powód wycofania wersji 4.7 z polskich salonów. Można szukać za oceanem.