Nazwa może być myląca. Kto Urban Cruisera skojarzy z terenową bracią, poczuje się zawiedziony. Namiastkę off-roadu dać może topowa wersja z silnikiem Diesla, która ma napęd 4x4. Auto z silnikiem benzynowym musi zadowolić się tylko przednim napędem.
Gabaryty nieznacznie większe niż w przypadku Yarisa nie obiecują pojemnego wnętrza. Jest wąsko (szerokość 1,39 m) i raczej nisko (z tyłu na środku nie ma miejsca na głowę) – jak w aucie segmentu B. Sytuację ratują takie dodatki jak kieszenie, schowki, przesuwana kanapa tylna. Materiały przyzwoitej jakości.
Nowy benzyniak Toyoty nastawiony jest na ekologię. System Start&Stop wyłącza silnik na postoju, np. na światłach. Komputer bada stan akumulatora i uruchamia silnik, jeśli uzna że bateria jest zagrożona. Gdy nie pracują żadne odbiorniki prądu, cichy postój potrwa ponad 6 min., w przeciwnym razie uruchomi się nawet po kilku sekundach. „Odpalanie” przebiega sprawnie, wystarczy nacisnąć sprzęgło. Wynik minimalny uzyskany na trasie (5,0 l/100 km) może być mylący. Oszczędnie jeździ się głównie po mieście, gdzie bez kłopotu osiągniemy 7,5 l/100 km. Skrzynia zestopniowana jest dość ciasno.
Wystarczająco wygodnie i pewnie, żeby zdobywanie miejskich dróg było przyjemne i nie stanowiło kłopotu.Terenowe możliwości. Właściwie żadne – napęd na jedną oś, niewielki prześwit, żadnych solidnych osłon – Toyota nawet nie stara się udawać terenówki.
Koszty. 70 tys. zł za auto spomiędzy segmentów B i C to wysoka cena. Nawet za nowoczesność.