Ogólnie rzecz biorąc, Fiesta poradziła sobie nieźle z naszym testem. Końcowy demontaż nie ujawnił poważnych uchybień, a silnik i układ jezdny wypadły naprawdę nieźle.
Na wizerunku Fiesty cieniem kładą się kłopoty z elektryką, a także ślady korozji na karoserii. Gdyby nie pechowy głosowy system sterowania telefonem i niekompetentny serwis, Ford zająłby znacznie wyższą lokatę.
W naszych testach porównawczych i sprawdzianie na dystansie 20 tys. km obecna generacja Fiesty radziła i nadal radzi sobie całkiem dobrze. Ciekawy design, niezłe własności jezdne – miejski Ford z pewnością wyróżnia się na tle konkurencji.
No i jest jeszcze wersja S2000, która z powodzeniem rywalizuje w Rajdowych Mistrzostwach Świata (WRC)
Pod względem wizerunku miejski Ford wypada więc naprawdę dobrze – któż nie chciałby mieć auta, które nie tylko dynamicznie wygląda, lecz także rządzi na fińskich szutrach?
Cóż, cała ta otoczka jednak i tak nic nie da, jeśli testowana Fiesta zostanie słabo oceniona w naszym maratonie. No właśnie: oczekiwania kontra rzeczywistość.
Nasz test na dystansie 100 tys. km wielokrotnie weryfikował początkowe założenia. Do próby Fiesta stanęła z 5-drzwiowym nadwoziem, benzynowym silnikiem 1.25 i w wersji Titanium. Trzy lata temu za takie auto należało w salonie zapłacić niemal 50 tys. zł. Poza tym 7. generacja Fiesty była wówczas na rynku nowością i przyciągała spojrzenia przechodniów.
Czerwony Ford od razu przypadł nam do gustu. Dynamiczna linia nadwozia, udane proporcje – niektórym testującym Fiesta przywodziła na myśl... coupé – do tego zawadiacki mały spoiler na tylnej klapie. Ten Ford musi być szybki – pomyśleliśmy. Cóż, rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
Wydawać by się mogło, że 82 KM to wystarczająca moc jak na auto miejskie, prawda?
Ale nie w przypadku ważącej 1,1 tony Fiesty, którą chcieliśmy czasem pojechać gdzieś dalej niż tylko po zakupy. Nic dziwnego, że już jeden z pierwszych wpisów w dzienniku testowym porusza ten problem: podczas jazdy autostradą silnik wyraźnie się męczy.
Kolejna notka: żeby auto chciało jechać, trzeba korzystać z wysokich obrotów. Cóż, nic dodać, nic ująć. 114 Nm maksymalnego momentu obrotowego to zbyt mało jak na takie auto.
A częste wkręcanie silnika na wysokie obroty bardzo podnosi zużycie paliwa. Na dystansie 100 tys. km nasza Fiesta potrzebowała średnio 8 l benzyny na każde 100 km.
Trzeba jednak zaznaczyć, że 1,25-litrowa jednostka z rodziny Duratec okazała się niezawodna i odporna na różne warunki. Czy to jazda z pełnym obciążeniem autostradą, czy mozolne pełzanie w korku – silnik Forda bez protestu dopasowywał się do każdej sytuacji.
Raz współpracy odmówił czwarty cylinder, ale winowajczynią – po raz kolejny w trakcie naszych testów na dystansie 100 tys. km – okazała się kuna. Tym razem zwierzę postanowiło wypróbować swoje zęby na przewodach wysokiego napięcia. Tej usterki w końcowym bilansie nie uwzględniliśmy. Za to inne problemy z elektryką – owszem. A niestety, kilka ich było.
Przepalają się żarówki? To się zdarza. Jednak kilka razy pod rząd? To już nie przypadek. Jakby tego było mało, w jednym z warsztatów Forda zażądano od nas za wymianę Żarówki H7 niemal 200 zł. Zdzierstwo! Znacznie gorsze było jednak to, że trzy razy musieliśmy pomagać naszej Fieście kablami rozruchowymi. Czyżby jakaś tajemna moc podkradała prąd z akumulatora? Tak chyba byłoby dla Forda lepiej...
Tymczasem okazało się, że problem leżał po stronie modułu sterującego głosowym wybieraniem numerów telefonicznych. Co ciekawe, pracownikom większości ASO usterka była znana już wcześniej, tak samo jak metoda jej usunięcia – wymiana modułu na nowy.
Dlaczego serwis opiekujący się naszą Fiestą nie zareagował?
Tym sposobem mały Ford skończył maraton na przeciętnym, 43. miejscu. Ocena 4+ jest niezła, ale wszyscy chyba liczyli na więcej.
Szkoda, bowiem oprócz problemów z elektryką Fiesta spisywała się przyzwoicie – usterek nie było zbyt wiele. Zużyty pasek klinowy, drobne wycieki (z miski olejowej i skrzyni biegów), zablokowany pas na tylnej kanapie i drobne ślady korozji nadwozia – jak na auto miejskie Fiesta przetrwała nasz maraton w naprawdę niezłej kondycji. Poza tym rutyna: wymiana klocków hamulcowych na przedniej osi, kupno nowego kompletu opon i niewielkie dolewki oleju silnikowego.
Kilka słów musimy poświęcić układowi przeniesienia napędu. Otóż łożysko wyciskowe (wysprzęglik) i koła zębate skrzyni biegów pracowały jak w jakimś starym rzęchu – głośno i nieprzyjemnie.
W trakcie demontażu okazało się jednak, że technicznie wszystkie elementy były w pełni sprawne. Znowu czary? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że to dość irytująca sprawa.
Końcowe badanie wypadło pozytywnie. Z jednym drobnym wyjątkiem
Otóż Ford wciąż nie może sobie poradzić z problemem korozji. Tym razem brązowy nalot odkryliśmy na karoserii, a dokładnie w okolicy otworu bagażnika. Ciekawe, czy to kiedyś się skończy? Poza tym rdzę znaleźliśmy na podstawie anteny – jeszcze chwila, a radio przestałoby działać.
A co do powiedzenia o Fieście mieli nasi kierowcy? W zasadzie komentarze były pozytywne, choć bez kilku zastrzeżeń się nie obeszło. I tak na naganę zasłużyły umieszczone w słabo dostępnym miejscu przyciski od sterowania elektrycznymi szybami i niedokładne czujniki parkowania.
Inni zwrócili uwagę na głośno pracujący wentylator nawiewu oraz na zbyt wydajny układ podgrzewania foteli: miałem wrażenie, że Fiesta chce... ugotować moje pośladki.
Zgodność panowała natomiast w kwestii własności jezdnych i komfortowych foteli. Nie mam Fieście absolutnie nic do zarzucenia – potwierdza wpis jednego z testujących. Racja. Tak długo, dopóki nie głupieje elektryka!