Na tendencyjnie sformułowane pytanie "czy byliby Państwo ZA nowymi radarami, jeśli te poprawiałyby bezpieczeństwo" - około 60 proc. ankietowanych odpowiedziało twierdząco. Ciekawe, jak wielu było wśród nich kierowców?

Dla wszystkich, którzy wciąż się łudzą, subiektywny wybór dziesięciu największych absurdów związanych właśnie z fotoradarami w Polsce.

1. Czy fotoradary poprawiają bezpieczeństwo?

Ile osób, tyle różnych opinii. Co najciekawsze, jednoznacznej odpowiedzi nie dają również badania - ich rezultaty są sprzeczne. Dlatego to, czy fotoradary poprawiają bezpieczeństwo, jeszcze przez długi czas pozostanie kwestią sporną.

Palmę pierwszeństwa wśród argumentów przeciwników ciągłej kontroli dzierży przykład brytyjskiego Swindon, gdzie zlikwidowanie fotoradarów zakończyło się... drastycznym spadkiem liczby wypadków. A czy nie o to właśnie chodzi? Pytanie retoryczne. Dzięki likwidacji urządzeń udało się wygospodarować środki na innego rodzaju, ale - jak widać bardziej skuteczne - metody poprawy bezpieczeństwa. W hrabstwie Humberside postawienie radarów także nie przyczyniło się do zwiększenia bezpieczeństwa. Przeciwnie. W 19 z 89 miejsc, gdzie ustawiono maszty, liczba wypadków z udziałem pieszych wzrosła.

W Polsce z kolei - według ostatnich raportów - jedynie co dziewiąty kierowca zwalnia do przepisowej prędkości z powodu fotoradaru. Paradoksalnie fotoradary przyczyniają się nawet do zwiększenia prędkości, z jaką poruszają się niektórzy kierowcy. Wielu, mając zapewne dobre informacje, w ogóle przed masztami nie zwalnia. Co więcej, przyspiesza, słusznie wnioskując, że małe jest prawdopodobieństwo, aby na odcinku za fotoradarem pojawił się patrol drogówki z "suszarką".

2. Gminna zachłanność

Jeżeli w którymkolwiek z miast fotoradary mają poprawiać bezpieczeństwo, to na pewno nie w Łodzi. Dochody miasta z mandatów w 2012 roku miały opiewać na sumę 1,1 miliona złotych. Jeśliby więc zadanie masztów miało być prewencyjne, logika wskazywałaby mniejszą liczbę mandatów rok później i proporcjonalnie niższe wpływy. Nic z tego - w mieście Hanny Zdanowskiej specyficznie rozumie się pojęcie bezpieczeństwa. Budżet na 2013 rok zakłada 2,2 miliona złotych zarobku na fotoradarach straży miejskiej, a więc dwukrotnie więcej niż w poprzednich dwunastu miesiącach. By domknąć koło absurdu, przewodniczący łódzkiej Rady Miejskiej postuluje o wyasygnowanie 1,5 mln złotych na... zakup nowych fotoradarów dla straży miejskiej.

W innych gminach wcale nie jest weselej, ale poziom paranoi najlepiej ukazuje budżet... Polski. W planie na 2012 rok założono 1,2 mld złotych dochodu z mandatów wystawianych na podstawie zdjęć z fotoradarów. Rzeczywistość zagrała jednak marsza na nosie polityków, bo zamiast oczekiwanych 1.200 milionów, do kasy - do września 2012 - trafiło milionów ledwie 16. Ale czy rządzący wyciągnęli z tego jakiekolwiek wnioski? Gdzieżby tam! W przyszłym roku politykom śnią się wpływy o 300 milionów wyższe. Od tych, które udało się wyegzekwować w 2012? Absolutnie nie! Od tych ko(s)micznych 1,2 mld. Ciekawe, w jaki sposób rząd planuje zabrać kierowcom w przyszłym roku całe półtora miliarda złotych?

3. Radarowa stolica Polski przeniesiona do Białego Boru

Biały Bór to z pozoru spokojna miejscowość w województwie zachodniopomorskim. Liczy sobie nieco ponad dwa tysiące mieszkańców, a od dłuższego czasu znana jest w całej Polsce. Nie bez przyczyny nazywana radarową stolicą kraju, finansowe żniwa zawdzięcza spotkaniu dwóch ważnych dróg krajowych 20 i 25. Na tej wyjątkowej sposobności władze Białego Boru w asyście bohaterskich strażników miejskich w ciągu zeszłego roku zarobiły 7,5 miliona złotych. Jak? Najlepszą polską maszynką do zarabiania pieniędzy - z pomocą fotoradarów.

Na jednego strażnika miejskiego w Białym Borze przypada zaledwie 240 mieszkańców. Można powiedzieć, że to tak mało, że wszystkich swoich "podopiecznych" można poznać osobiście. Tyle że białoborscy strażnicy nie mają na to czasu. Podobnie jak na pilnowanie porządku, bo zajęci są pilnowaniem, ale fotoradarów. Ci, którzy otrzymali "pamiątkę z wycieczki", prześcigają się w licytacji o to, kto dostał mandat za najmniejsze wykroczenie. Forumowicze meldują o "nagrodach" nawet za 1-2 km/h powyżej dopuszczalnego limitu. Tymczasem zarówno strażnicy, jak i władze miejscowości zacierają ręce z radości - w końcu te 7 milionów to już ćwierć rocznego budżetu. Za pieniądze kierowców udało się na przykład wyremontować urząd gminy w Białym Borze.

4. 3 miliony złotych do zwrotu kierowcom

Radarowy biznes nie zwalnia. Zamiast sprawdzić, czy którykolwiek fotoradar poprawił bezpieczeństwo, wszędzie liczy się tylko zyski i zakłada jeszcze większe przychody w przyszłorocznych budżetach. Jednak nie wszystkim robienie zdjęć wyszło na zdrowie. I mowa nie tylko o kierowcach. To z pewnością nie był najszczęśliwszy dzień w życiu Leszka Kulińskiego, wójta gminy Kobylnica, gdy Najwyższa Izba Kontroli orzekła, że wystawiane przezeń mandaty są nielegalne. Łączna kwota bezprawnie zabranych pieniędzy może sięgać 3 milionów złotych, po które w radosnym rzędzie powinni ustawić się oszukani kierowcy.

Problem w tym, że wójt deklaruje, że pieniędzy nie odda, bo te - jak twierdzi - zdążył już wydać. Fotoradary w Kobylnicy rejestrowały kierowców nawet wtedy, gdy ci przekroczyli prędkość zaledwie o 3,4 km/h - to rekord. Takie kryterium poskutkowało tym, że zarzucona nadmiarem obowiązków straż miejska zwyczajnie nie wyrobiła się z wystawieniem wszystkich mandatów w ciągu 30 dni od daty popełnienia wykroczenia. Nie przeszkodziło jej to jednak w kontynuowaniu wysyłki po czasie.

NIK twierdzi swoje, a wójt swoje. Kierowcy domagają się pieniędzy, a rząd... Rząd z kolei postanowił przyjść z pomocą straży miejskiej. Po zmianie przepisów mają oni teraz aż 180 dni na wystawienie mandatu.

5. Monitoring? Nie... lepiej fotoradar!

Skrzyżowania w Łodzi nie należą do bezpiecznych, pomysłowość kierowców w kwestii łamania przepisów ruchu drogowego pozostaje nieograniczona. Ale winni są nie tylko kierowcy samochodów osobowych. Swoje na sumieniu mają również piesi oraz ci, którzy szczególnie upodobali sobie zrzucanie wszelkiej odpowiedzialności na innych, czyli rowerzyści.

Przez moment wydawało się, że jest szansa na zaprowadzenie porządku. Miejscy włodarze postanowili bowiem - przy wydatnej pomocy Unii Europejskiej - zainstalować monitoring, który, złożony z osiemdziesięciu kamer, objąłby obszar najbardziej newralgicznych skrzyżowań. Dzięki niemu znacznie łatwiej byłoby ścigać naprawdę groźne wykroczenia - nie tylko w ruchu drogowym. Był jednak jeden poważny problem - monitoring nie gwarantował łatwego i szybkiego strumienia pieniędzy.

W związku z tym zamysł o montażu kamer porzucono, a w jego miejsce w budżecie Łodzi wstawiono... zakup dwóch nowych fotoradarów dla Straży Miejskiej. Jak z rozbrajającą szczerością wyznał komendant łódzkiej Straży Miejskiej Dariusz Grzybowski, "projekt tzw. monitoringu metropolitarnego był obarczony dużym ryzkiem". Jasne - ryzykiem poprawy bezpieczeństwa i zmniejszenia dochodów SM w konsekwencji.

6. Tajny przez poufny radiowóz ITD

Nie tylko strażnicy miejscy merdają ogonami na myśl o nowych radarach, które dostaną w przyszłym roku. Wyłącznie kwestią czasu jest, kiedy możliwość karania kierowców za przekroczenie prędkości otrzymają też listonosze czy pielęgniarki, bo do nowej batalii szykuje się dla odmiany Inspekcja Transportu Drogowego. Ponieważ drogi w Polsce są tak bezpieczne, że żadne inwestycje wprost nie muszą być dokonywane, można było pozwolić sobie na powiększenie floty. Do zestawu "super-radiowozów" dołączyły kolejne Fordy Focus i Mondeo, a także nie mniej popularne samochody Peugeot Partner. Wkrótce w rejestratory wyposażone zostaną też Ople - Astra i Insignia. Co w nich niezwykłego?

Przede wszystkim wideorejestrator będący w stanie robić zdjęcia z odległości sięgającej kilkuset metrów i niefatygujący dzielnych inspektorów do zatrzymania winnego. Zamiast tego zdjęcie od razu zapisywane jest na twardym dysku w samochodzie, skąd trafia do centrali systemu w Warszawie. Stamtąd po jakimś czasie oczekiwać można pocztówki. "Ukryta kamera" w najlepszym wydaniu.

Na osłodę w internecie znaleźć można już dokładny wykaz numerów rejestracyjnych nowych radiowozów - wraz z marką i modelem oraz regionem, w którym można je spotkać. Entuzjazm studzi fakt, że znajomość rejestracji nie na wiele się zda w momencie, gdy zdjęcie robione będzie od tyłu i z dużej odległości. Polowanie trwa.

7. Fotoradary a Konstytucja

Wszelkiej maści służby upodobały sobie fotoradary i ochoczo przystąpiły do karania kierowców. Spieszyło im się tak bardzo, że najwyraźniej nie dopilnowały pełni legalności swoich działań. Teresa Lipowicz, Rzecznik Praw Obywatelskich, sugeruje, że "przepis mówiący o gromadzeniu danych i obrazów z fotoradarów przez Inspekcję Transportu Drogowego jest niezgodny z Konstytucją".

Brakuje regulacji dotyczących zasad przechowywania danych, a pismo w tej sprawie zostało przekazane urzędującemu ministrowi transportu. To oczywiście nie przeszkadza ITD w wystawianiu kolejnych mandatów.

8 I Ciebie dopadną, rowerzysto!

W jak wielkim poważaniu WSZYSCY uczestnicy ruchu drogowego mają fotoradarową ofensywę straży miejskiej najlepiej świadczy zdjęcie, które niedawno zrobiło furorę nie tylko w internecie, ale i tradycyjnych mediach. Jest na nim rowerzysta. Nagi. Przekracza dopuszczalną prędkość o 13 km/h - w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie do 40 km/h. Kuriozum dopełnia fakt, że zdjęcie zarejestrował... fotoradar w Białym Borze.

Na mandacie za nadmierną prędkość się nie skończyło. Rowerzysta mandatu nie przyjął, a sprawa trafiła do sądu, który orzekł 1000-złotową grzywnę - za nieobyczajny wybryk. Sędzia na zdjęciu nie dopatrzył się silikonowych stringów ani żadnych innych majtek poza tymi, które ukarany rowerzysta miał na głowie.

9. Podstawowa zasada: atakuj z zaskoczenia

Jeszcze do niedawna służby zajmujące się fotoradarami - zazwyczaj tymi przenośnymi - miały dużą dowolność w kwestii wyboru miejsc, gdzie rozstawiały urządzenia. Rejestratory pojawiały się więc tam, gdzie "realnie wpływały na poprawę bezpieczeństwa", czyli na przykład w krzakach przy długiej prostej na wylocie z miejscowości, gdzie ostatnie zabudowania skończyły się kilometr wcześniej, ale teren zabudowany z sobie tylko znanych powodów ciągnął się dalej.

"Strażnicy porządku" - jeśli można pozwolić sobie na kpinę - pomysłowością przewyższali nawet autorów science-fiction. Do historii przeszedł już radar w kamuflażu. Przykryte pomalowaną na kolor moro siatką urządzenie polowało w gminie Kobylanka. Klasyką można nazwać fotoradary ukryte w Żuku, przy śmietnikach, udające śmietniki, "przyklejone" do płotów, zawieszone na drzewach, pod płachtą...

Mimo ogromnych pretensji trafionych z ukrycia kierowców i zmian w przepisach, zabawa w chowanego trwa dalej. Na wszelki wypadek w miastach porozwieszane zostały znaki informujące o odcinkowej kontroli prędkości - niekiedy nawet na co drugiej ulicy. A skoro jest znak, to hulaj fotoradarowa dusza, piekła nie ma.

10. Każde miejsce jest dobre!

Policja w tej kwestii nie kompromituje się tak często jak straż miejska, ale swoje też ma na sumieniu. Radarowe maszty pojawiają się tam, gdzie prawdopodobieństwo częstego przekraczania prędkości jest najwyższe. Rozumowanie słuszne? Tylko częściowo. Ale fotoradary obliczone na polowanie, nie poprawę bezpieczeństwa, to codzienność. Zdarzają się jednak i takie sytuacje, które każą poważnie zastanowić się, co też "autor miał na myśli". Przykład? Radar przy ulicy Malenickiej w Radomiu. Tam też maszt ustawiono pomiędzy dwoma garbami, tzw. śpiącymi policjantami.

Śmiech i absurdy swoją drogą, a prawdziwa strona problemu swoją. To, co w Rzeczpospolitej Radarowej jest najgorsze, to przykra konsekwencja. Tam, gdzie radary nie wnoszą niczego poza dochodami dla budżetu gminy, urządzeń jest aż nadto. Z kolei w miejscach, gdzie dodatkowa motywacja do zdjęcia nogi z gazu bardzo by się przydała, realnie obniżając ryzyko poważnego wypadku, radarów nie ma. Byłyby nieopłacalne.