Dlaczego tak się nie dzieje? Zezłomowanie auta kosztuje na Zachodzie przynajmniej 100 euro. "Kto decyduje się na taki krok, jest po prostu głupi - mówi Atef Abou Merhi. - Wiele osób nie ma zielonego pojęcia, ile wart jest jeszcze ich samochód w Afryce". Merhi siedzi w swoim biurze w hamburskim porcie i z radością patrzy na dachy zaparkowanych tam samochodów. Tygodniowo Atef wypuszcza w kierunku Beninu 6 swoich frachtowców zapełnionych różnego rodzaju pojazdami. "Zanim samochód trafi do mnie, przechodzi przez ręce wielu pośredników, z których oczywiście każdy na tym trochę zarabia" - opowiada. Powierzchnię ładunkową u niego wynajmuje ponad 300 sprzedawców aut z całej Europy. Jednym z jego partnerów jest Eid Azar. Interes na dużą skalęEid podobnie jak Merhi pochodzi z Libanu i od lat zajmuje się dostarczaniem do Afryki używanych aut. Azar zorganizował sobie w całych Niemczech sieć handlarzy, którzy skupują dla niego samochody. Partner w Beninie sprzedaje je dalej handlarzom z Burkina Faso lub Nigerii. "Rynek robi się coraz cięższy - mówi Azar. - Afryka została wprost zalana używanymi samochodami z Europy. Kupiłem w Niemczech Toyotę Starlet z 1983 roku za 300 euro, koszty transportu wyniosą drugie tyle, a w Beninie mój partner sprzeda ją za 750 do 850 euro, co daje 150, 250 euro zarobku". Handlarze, tak jak w Europie, muszą się jednak liczyć z wymaganiami afrykańskiego klienta. "Dobrze, gdy auto jest wyposażone w klimatyzację. Jeśli nie, urządzenie może być dołożone już na miejscu" - objaśnia Azar. Szczególnie chętne kupowane są auta tylnonapędowe. Stan techniczny obojętnyGorzej, jeśli samochód jest wyposażony w szyberdach - to automatycznie obniża cenę (auto zbyt mocno się nagrzewa). Nikt natomiast nie patrzy tu specjalnie na rdzę - w Kotonu stawka robotnika, który odpowiednio przygotuje auto, wynosi 2 euro na godzinę. "Nasz" Mercedes W 123 nie wymaga takich poprawek. Poprzedni właściciel bardzo o niego dbał. Niestety, przy badaniu technicznym wyszło kilka niedociągnięć, których usunięcie kosztowałoby zbyt wiele. Z tego powodu auto za 1150 euro zmieniło właściciela. Zanim samochody Azara zostaną zaokrętowane, muszą zostać odpowiednio przygotowane: "Zdejmujemy wszystko, co mogłoby być łatwo ukradzione w Kotonu - lusterka zewnętrzne, listwy boczne, grill - wszystko ląduje w zamykanym bagażniku samochodu" - mówi Azar. Od tej chwili zaczyna się kilkudniowa droga do Afryki. Azar samodzielnie podstawia auta na nadbrzeże, skąd czterema żurawiami pojazdy przenoszone są na pokład statku. Dokładnie 10 dni później statek przybija do portu w Kotonu. Setki złodziejaszków kłębią się na nadbrzeżu w poszukiwaniu łatwego zarobku - oderwaną listwę czy grill można szybko sprzedać handlarzom poza portem. W ciemną afrykańską noc niektórym udaje się przedostać na statek i ukraść np. moduł sterowania zapłonem z białego Mercedesa W 123. Zatrudnieni przy rozładunku statku muszą przed rozpoczęciem pracy oddać telefony komórkowe (które przy ogólnie panującej tu biedzie mają prawie wszyscy). Właściciele samochodów boją się, że robotnicy mogą odkręcić części aut, ukryć je we wnętrzu, a za pomocą komórek skontaktować się ze swoimi kompanami na nadbrzeżu. Nie dla EuropejczykaPortowe 700-tysięczne Kotonu jest miejscem, gdzie mocno używane, a czasem także po prostu zużyte samochody zaczynają swoje drugie życie. Powietrze jest tak zanieczyszczone spalinami, że kilkuminutowy pobyt na ulicy kończy się łzawieniem oczu i katarem - Europejczycy nie są przystosowani do tak dużego poziomu zanieczyszczeń. Niemal wszystkie auta są napędzane "chrzczoną" benzyną, którą można kupić u kilkunastoletnich chłopców wprost z ulicy - zamiast kanistrów używa się butelek po coca-coli lub whisky (litr paliwa kosztuje 35 centów). Jednak głośnych protestów nie słychać, bowiem z samochodowego biznesu żyje ponad 20 tys. rodzin. Gdyby państwo zrobiło z tym porządek, miasto byłoby czystsze, ale 20 tys. rodzin straciłoby utrzymanie. Podobnie jak w Europie, również tu każde auto musi przejść badanie techniczne. Jednak w Beninie jedynymi warunkami, by udało się je zaliczyć, są: drobna łapówka, jako tako funkcjonujący silnik oraz... sygnał dźwiękowy. Oprócz leciwych i mocno wyeksploatowanych samochodów na portowym nadbrzeżu lądują także drogie, prawie nowe auta. Jak twierdzą dobrze poinformowani, w większości pochodzą one z kradzieży. Ale zdarzają się też pojazdy bez silnika, siedzeń lub mocno rozbite. Afryka wita je wszystkie z otwartymi ramionami. Rozładowywanie frachtowca trwa dwa dni. Pod koniec drugiego z "brzucha" statku wyłania się biały Mercedes "beczka". Po ocleniu samochód szybko znajduje nabywcę - to handlarz z Nigerii, który za "białe cacko z Niemiec" zapłacił równowartość 1700 euro. Najlepsze w tej historii jest to, że auto ma założone nadal zimowe opony...
Galeria zdjęć
Afrykański szlak
Afrykański szlak
Afrykański szlak
Afrykański szlak