• Podczas próby zatrzymania auta w Gdańsku policjanci oddali 21 strzałów w kierunku kół pojazdu, a przestępca i tak zdołał staranować radiowóz i uciec
  • W miejscowości Rymań kobieta prowadząca BMW zdemolowała stację paliw Orlen. Mimo użycia broni, policjanci nie zdołali jej zatrzymać
  • W obu przypadkach funkcjonariusze strzelali z broni krótkiej
  • Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Za każdym razem, kiedy policjanci zaliczają wpadkę, pojawiają się setki, a nawet tysiące komentarzy – z reguły pisanych z komfortowej pozycji kogoś, kto ocenia sytuację siedząc na kanapie przed telewizorem, a swoją wiedzę czerpie głównie z filmów akcji. Gangster ucieka? Policjant-bohater wyciąga broń, celuje, oddaje kilka celnych strzałów, opona albo silnik auta eksplodują – i po pościgu! Tyle, że niestety w życiu z reguły tak to nie wygląda! Broń krótka, którą dysponują policjanci podczas służby po prostu tak na samochód nie działa, a jedyny rzeczywisty sens otwarcia w takie sytuacji ognia w kierunku auta jest taki, żeby to kierujący się przestraszył i sam postanowił przerwać ucieczkę.

Z czego strzelają policjanci?

Niemal wszyscy policjanci na służbie jako najpoważniejszy „środek przymusu bezpośredniego” mają na wyposażeniu pistolet kalibru 9 mm Parabellum (najczęściej jest to licencyjny, produkowany w Radomiu Walther P99, Glock 17/19, choć zdarzają się też inne modele). To w tej chwili w zasadzie światowy standard w dziedzinie uzbrojenia służb. Pewną polską specyfiką jest jednak to, z jaką amunicją broń ta jest przeważnie załadowana – najczęściej są to tzw. pociski pełnopłaszczowe (tzw. FMJ – full metal jacket), czyli takie, w których rdzeń wykonany zwykle ze stopu ołowiu znajduje się w płaszczu z twardszego metalu. Bo tak naprawdę policyjna taktyka traktuje rzeczywiste użycie broni jako absolutną ostateczność, a priorytetem nie jest wcale maksymalna skuteczność. Art. 7.1 Ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej (czyli przepisu na podstawie której policjanci używają broni) mówi: „Środków przymusu bezpośredniego lub broni palnej używa się lub wykorzystuje się je w sposób wyrządzający możliwie najmniejszą szkodę”.

Prywatni właściciele broni krótkiej, którzy traktują ją jako narzędzie do skutecznego odparcia ataku, ale też funkcjonariusze bardziej wyspecjalizowanych formacji, preferują inny typ amunicji: zwykle są to naboje z pociskami typu JHP, czyli takie, w których pocisk ma na czubku wgłębienie, które nie jest okryte płaszczem z twardego metalu. Na czym polega różnica? Pocisk z pełnym płaszczem zwykle działa jak „dziurkacz” – pocisk dobrze penetruje cel (o ile jest on wystarczająco miękki), z kolei pociski JHP po trafieniu w cel, jeśli mają odpowiednią energię, a cel stawia wystarczający opór, „grzybkują”, dużo gwałtowniej oddając energię, co przy żywym celu ma olbrzymi wpływ na skuteczność.

Strzelanie do kół

Wbrew temu, czego nauczyliśmy się z filmów akcji, w praktyce pociski z broni krótkiej działają z reguły inaczej, niż nam się wydaje. Po pierwsze: próba „zastrzelenia samochodu” z myślą o tym, żeby zatrzymał się on niemal natychmiast, jest w zasadzie skazana na niepowodzenie. Amunicja pistoletowa jest do tego po prostu zbyt słaba. Owszem, można z jej pomocą zepsuć samochód, ale to nie znaczy, że stanie on od razu po celnym trafieniu.

Strzelanie w opony? Nawet jeśli uda się trafić w koło, co w ferworze walki, dla kogoś, kto nie trenuje regularnie jest trudne (a „zwykli” policjanci strzelają raz od wielkiego dzwonu, bo limity amunicji do szkoleń są skromne, zwykle to mniej strzałów na rok niż amator – strzelec sportowy oddaje podczas jednej wizyty na strzelnicy), to pocisk ze standardowego naboju używanego przez policję robi w gumie zwykle niewiele więcej szkody niż gwóźdź! Pociski przeznaczone do rażenia „miękkich” celów, czyli JHP, mogą się w tym przypadku okazać nieco skuteczniejsze. Jeśli jeszcze auto ma zamontowane opony typu run-flat, to po jednym czy dwóch trafieniach w oponę auto pozostaje wciąż sterowne i zdolne do kontynuowania ucieczki. Oczywiście, może się zdarzyć, że dojdzie do rozerwania opony albo pęknięcia felgi – ale nawet na samej tarczy koła, bez opony, zdeterminowany i oszołomiony adrenaliną kierowca będzie w stanie jeszcze jechać, krzesząc metalem o ziemię iskry.

Czy strzał z pistoletu może unieruchomić silnik?

Więc może strzelać w silnik? W przypadku pistoletu na nabój 9 mm Parabellum, skuteczność takiego działania jest loterią. Jeśli (przez przypadek) uda się np. trafić w jeden z ważnych modułów elektronicznych, to jest szansa, że silnik zatrzyma się od razu. Strzelanie w blok silnika nic nie da, bo standardowy pocisk go po prostu nie przebije. Najłatwiej trafić w chłodnicę albo pokrywę zaworową – co oczywiście doprowadzi do zniszczenia silnika, tyle że po kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu minutach! Nawet ostrzelanie baku raczej nie skończy się spektakularną eksplozją, a raczej w ostateczności pożarem, ale już po tym, kiedy ostrzelany pojazd wyląduje w rowie.

W wojskowości jako broni palnej do zatrzymywania pojazdów (tzw. anti-materiel rifle) używa się karabinów np. na naboje 12,7x99 (.50 BMG) o energii początkowej pocisku na poziomie 13 000 -16 000 J, wyposażonych w specjalną amunicję, podczas gdy pocisk wystrzelony z pistoletu kaliber 9 mm Para ma z reguły energię poniżej 600 J! Nawet popularny „kałach” (energia początkowa pocisku ok. 2000 J) jadącego auta tak łatwo nie zatrzyma!

Łatwiej zastrzelić kierowcę niż samochód

Podsumowując: strzelanie do samochodu może przynieść głównie skutek „psychologiczny” – uciekający kierowca może po prostu zrozumieć, że policjanci nie żartują, że w końcu zaczną strzelać nie tylko do kół, ale i do niego. Tylko czy ktoś, kto robić coś tak głupiego, jest w stanie jeszcze trzeźwo analizować sytuację?

Najskuteczniejszym sposobem na zatrzymanie pojazdu przy pomocy broni palnej o skromny kalibrze jest… strzelanie do kierowcy! Tu jednak też nie jest tak, że każde trafienie powoduje jego natychmiastową niezdolność do dalszej walki, prowadzenia auta czy ucieczki. Jeśli nie dojdzie do poważnego uszkodzenia serca, mózgu, rdzenia kręgowego lub jednej z kilku innych ważnych stref witalnych, postrzelony jeszcze przez dłuższą chwilę może robić to, co robił przed trafieniem, nawet jeśli później straci przytomność lub umrze z powodu krwotoku i obrażeń. Powstaje pytanie, czy gdyby na stacji benzynowej w Rymaniu na Pomorzu Zachodnim, czy podczas próby zatrzymania uciekającego kierowcy w Gdańsku, gdzie policjanci oddali 21 strzałów w kierunku kół auta, funkcjonariusze zdecydowali się na najbardziej drastyczny, choć prawnie dopuszczalny sposób użycia broni, czyli celowali w kierowcę, a nie w auto, głosów krytycznych nie było by jeszcze więcej?

Jak więc można zatrzymać ścigane auto? Odpowiednie użycie radiowozów jako w roli tarana czy blokady byłoby bardziej skuteczne, niż strzelanie do uciekających z broni krótkiej. Tyle, że ze zniszczenia radiowozu policjanci muszą się gęsto tłumaczyć. Dawnej podstawowym narzędziem używanym w takich sytuacjach był rozkładana zapora w postaci tzw. kolczatki drogowej – przy pojazdach z nowoczesnym, niskoprofilowym ogumieniem typu run-flat też nie ma co liczyć na jej natychmiastową skuteczność.