– Za 10 lat w Polsce ma być 1 mln samochodów na prąd, a elektryfikacja motoryzacji będzie kołem zamachowym naszej gospodarki – zapowiedzieli wicepremier Mateusz Morawiecki i minister energii Krzysztof Tchórzewski.
1 milion aut elektrycznych, autobusy elektryczne na ulicach polskich miast – to zapowiedzi i zarazem marzenia kluczowych funkcjonariuszy aktualnego rządu. Czy Polska ma szansę stać się elektrycznym motoryzacyjnym eldorado?
Nadmierne zapylenia środowiska naturalnego nad Polską, stało się inspiracją do ogólnonarodowej dyskusji na temat przyszłości polskiej motoryzacji.
Za 10 lat w Polsce ma być 1 mln samochodów na prąd, a elektryfikacja motoryzacji będzie kołem zamachowym naszej gospodarki – zapowiedzieli wicepremier Mateusz Morawiecki i minister energii Krzysztof Tchórzewski. Elektryfikacji polskiej motoryzacji ma stać się kołem zamachowym jej rozwoju.
Realia są jednak brutalne. W ciągu ostatnich kilku lat w Polsce powstało stosunkowo niewiele stacji ładowania, a sprzedaż aut z czystym napędem elektrycznym jest wciąż marginalna. Barierą nie do pokonania jest ich wciąż zbyt wysoka cena. Także próby produkcji takich pojazdów spaliły na panewce i praktycznie skończyły się na egzemplarzach prototypowych.
W Polsce corocznie kupowanych jest na wymianę około 1000 autobusów miejskich. Minister Rozwoju uważa, że można by je wymieniać na pojazdy z napędem elektrycznym. Jednak dane z rynku są dla ministra brutalne – do ub. roku w Polsce sprzedano tylko 16 takich autobusów. Dlatego, że są one kilka razy droższe od autobusów z silnikami spalinowymi i hybrydowymi.
Czy cenę mogłaby obniżyć lokalna produkcja? Taką gotowość jako pierwsza zadeklarowała spółka Ursus.
Do 2020 roku Miejskie Zakłady Autobusowe w Warszawie planują zakup ponad 130 elektrycznych autobusów (w większości przegubowych). Celem jest całkowite wycofanie z Traktu Królewskiego autobusów zasilanych olejem napędowym. Do tej pory na warszawskie ulice wyjechało 49 pojazdów zasilanych paliwami alternatywnymi: 35 gazowych Solbusów oraz 10 autobusów elektrycznych i 4 hybrydowe produkcji Solarisa.
„Produkowane przez Ursus autobusy, trolejbusy i autobusy elektryczne, a także autobus z napędem wodorowym są odpowiedzią na zwiększające się zapotrzebowanie na innowacyjne i ekologiczne środki komunikacji. Widzimy perspektywy rozwoju w segmencie autobusów elektrycznych, ponieważ duża część środków unijnych zostanie skierowana na wymianę taboru transportu miejskiego w kierunku taboru ekologicznego, w związku z europejskimi wymogami zielonego transportu. Tym samym autobusy ekologiczne to przyszłość w transporcie drogowym” – powiedział Karol Zarajczyk, prezes spółki Ursus.
Kilka dni temu Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBR) oraz resorty nauki i szkolnictwa wyższego oraz rozwoju zapowiedziały nowy program – "Bezemisyjny transport publiczny". Jego celem jest powstanie bezemisyjnego elektrycznego autobusu. Program będzie realizowany w ramach tzw. partnerstwa innowacyjnego. To nowy, niestosowany dotychczas tryb w ustawie o zamówieniach publicznych, w którym państwo występuje w roli "inteligentnego zamawiającego", kreującego nowy rynek dla nowatorskich produktów w oparciu na potrzebach zgłaszanych przez polskie miasta. Deklarację wstępnego udziału w programie złożyło już 21 miast oraz Górnośląski Okręg Przemysłowy zrzeszający 29 gmin.
Wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin powiedział PAP, że program ma za zadanie z jednej strony wspierać polską gospodarkę, a z drugiej strony chodzi o ważny cel społeczny: troskę o zdrowe powietrze i zdrowie Polaków. "Jestem przekonany, że jeszcze w tej kadencji, czyli za naszych rządów, pierwsze autobusy elektryczne w polskich miastach mogą zacząć kursować regularnie. Nie na zasadzie prototypu, ale jako stałe linie autobusowe" – powiedział.
Z całą pewnością są to ambitne plany, ale czy realne. Narodowy autobus mógłby powstawać w lubelskim Ursusie albo w sanockim Autosanie. Obie te fabryki – kiedyś legendy polskiej motoryzacji – w nowej konfiguracji właścicielskiej, poszukują swojego miejsca w obecnej rzeczywistości. Autosan, który był w swojej branży potentatem, produkował rocznie 4 tys. autobusów. Dzisiaj chwali się zrealizowanym kontraktem na dostawę... 15 pojazdów. Z dawnej świetności pozostała tylko część obiektów, gdyż pozostałe zostały rozparcelowane pomiędzy kilka innych firm.
Marzenia o 1 mln aut elektrycznych i tysiącach autobusów z czystym napędem – są zbyt piękne, by stały się realne.
Trolejbusy – tańsza alternatywa
Takie pojazdy wciąż można spotkać w Tychach, Gdyni i Lublinie. Natomiast ostatni trolejbus wjechał do zajezdni w Piasecznie 31 sierpnia 1995 r. o godz. 23.36. Tym samym zakończyła się ich warszawska historia, trwająca od 1946 roku. W najlepszym okresie w stolicy jeździło na 10 liniach aż 127 takich pojazdów. Średni czas przejazdu z Warszawy do Piaseczna nie był dłuższy niż 25 minut. Samochodem, z postojem w korkach, jedzie się dzisiaj nawet godzinę.
Czy trolejbusy mogłyby powrócić w Warszawie? Unia Europejska chętnie dofinansowuje inwestycje w taką komunikację publiczną. Władze stolicy jednak nie przewidują realizacji obsługi pasażerskiej tym środkiem transportu. Natomiast Warszawa promuje i rozwija transport niskoemisyjny wykorzystujący autobusy z napędem elektrycznym oraz autobusy zasilane gazem ziemnym, a także planuje budowę nowych linii tramwajowych (część z nich powstanie tam, gdzie przed laty je zlikwidowano).