Ten odcinek autostrady liczy 103 kilometry. Na całej długości nie ma ani jednej stacji benzynowej, zajazdu czy choćby przydrożnego baru. Kto zapuści się tutaj "na rezerwie" nie ma szans na uzupełnienie paliwa. Już kilkadziesiąt razy kierowcy unieruchomionych z powodu braku benzyny samochodów wzywali na pomoc lawetę lub prosili kogoś z rodziny o dowiezienie paliwa w kanistrze.

- To chyba jedyna taka autostrada w Europie, gdzie po drodze nie można zatankować, a na parkingu nie można kupić choćby butelki wody, nie mówiąc o zjedzeniu czegoś na ciepło - zżymają się kierowcy tirów zza wschodniej granicy. - Wozimy ze sobą prowiant, żeby w Polsce nie głodować.

Ale nie tylko brak stacji benzynowych czy barów dokucza szoferom ciężarówek. Bardziej uciążliwe są zbyt małe parkingi na MOP-ach, czyli w tzw. miejscach obsługi podróżnych. Owa obsługa sprowadza się, jak dotąd, do toalety, umywalki i kosza na śmieci. Na niektórych MOP-ach jest jeszcze plac zabaw, ale to niewielkie pocieszenie dla strudzonych podróżnych.

Ciasne parkingi i zbyt mało miejsc dla ciężarówek to przyczyna niszczenia MOP-ów. Tiry jeżdżą po trawnikach, dewastują krawężniki, parkują na miejscach dla aut osobowych. Przy manewrowaniu na zbyt wąskich parkingach potłuczono już niejedno lusterko.

Do dziś nie zamontowano na autostradzie telefonów alarmowych. Z poboczy nadal wystają gołe kable. Drogowcy tłumaczą, że w dobie telefonii komórkowej takie telefony nie mają już większego znaczenia. Jednak na całym świecie są, przewidziano je także na A2. Skończyło się jednak tylko na projekcie.