Samochód był WIELKI...

Przyjazd naszego pierwszego samochodu obserwowałem z okna mieszkania babci - do dziś pamiętam numer rejestracyjny: ELB 6224 - nie wiem dlaczego utkwił mi tak w pamięci, bo w tej chwili nie potrafię wymienić numerów ani obecnego samochodu, ani żadnych innych które miałem do tej pory…

Samochód był WIELKI ! Podróżowaliśmy całą rodziną - Mama, Tato, rok młodszy ode mnie brat i ja na wakacje pokonując z predkością daleką od prędkości światła ponad pół tysiąca kilometrów do rodziny mieszkającej w województwie Zielonogórskim, wygodnie śpiąc na tylnej kanapie razem z bratem, zabierając jakąś niesamowitą ilość bagażu - wszyscy się komfortowo mieścili, nikt nie narzekał na brak miejsca.

Jedna z podróży odbywała się w czasie stanu wojennego - z zaparowanych okien malucha oglądałem czołgi na rogatkach mijanych miast: Łodzi czy Poznania. Zatrzymywano nas do kontroli, pamiętam mamę która bardzo przeżywała każde takie zatrzymanie - nie wiedziałem do końca o co w tym wszystkich chodzi - miałem wtedy 8 lat, a w moim rodzinnym małym mieście nie mieliśmy na co dzień takich obrazków.

Maluszek był nie do zdarcia - nie pamiętam jakichś spektakularnych awarii, odmowy współpracy czy innych niespodzianek. Woził niemal wszystko - od przewożenia sadzonek winorośli z południa polski przez półtusze w czasach kiedy mięso oglądało się głównie z Polskiej Kronice Filmowej.

Na zawsze pozostanie w mojej pamięci :)

Radek

Marzy nam się klasyk z lat 70- tych...

Moi rodzice posiadali malucha. Jednak sprzedali go gdy miałem kilka lat, czyli w momencie gdy nie byłem zbyt świadomym użytkownikiem motoryzacji. Jakkolwiek gdzieś w głębi sentyment pozostał - zawsze chciałem mieć własnego malucha. I po latach spełniłem swoje marzenie, mimo, iż z żoną stać nas było na zakup o wiele lepszego samochodu. Maluchem jeździliśmy ze dwa lata, w tym czasie bardzo dzielnie nam służył i praktycznie nigdy nie zawiódł, a służył nie tylko za miejskie toczydło ale i do dalszych wypadów w Polskę. Sprzedaliśmy go bardzo niechętnie, jednak rdza dosłownie zjadała go na naszych oczach a naprawa blacharska i malowanie kosztowałyby pewnie tyle, co dwa inne maluchy.

Mimo, że minęło już kilka lat od zakończenia naszej przygody z maluchem, dalej darzymy to autko szczególną estymą i marzy nam się 126-klasyk z lat 70- tych. Może i to marzenie kiedyś uda nam się spełnić.

pds

Radiomagnetofon za Malucha

Pamiętam, że mój ojciec miał dwa maluchy. Oba czerwone. I pamiętam do dzisiaj, jak oba skończyły. Kiedy ojciec sprzedał pierwszego malucha, kupił mnie i mojemu bratu radiomagnetofon marki International i… niewiele mu zostało. Ale trzeba przyznać, że chociaż magnetofon służył nam długo... Z drugim fiacikiem pożegnaliśmy się w znacznie bardziej dramatycznych okolicznościach - biedak zapoznał się nieco zbyt blisko z audi. Nie muszę chyba dodawać, że audi było mocno pokiereszowane, a maluszek - niespecjalnie poruszony całym zajściem. Ale to było naturalne rozstanie z tym zacnym samochodem - potem była już klasa wyżej, czyli skoda

Paweł

Ile za tego "blondyna"

Moim pierwszym samochodem był oczywiście maluch. "Blondyn" - jak się okazało - o czym nawet nie wiedziałem, a uświadomił mnie kolejny nabywca, który zapytał mnie na giełdzie samochodowej, głosem "znawcy" - ile za tego "blondyna"? Wyjaśniam, że blondyn to w slangu handlarzy biały. Mój maluch był raczej bezawaryjny pod warunkiem, że raz w miesiącu podjechało się do zaprzyjaźnionego mechanika, który zazwyczaj coś wymienił za parę złotych. No umówmy się, to że w zimę trzeba go było popchać, to nie jest awaria dla kierowcy malucha, albo że zaczyna dymić z silnika, bo izolacja zaczęła się palić.

Co najważniejsze mój maluch nigdy nie stanął na drodze, co najwyżej "kaszlał" i się "dusił" ale jechał. A musze nadmienić, że był bardzo mocno eksploatowany, w ciągu jednego roku przejechał nim 35 tysięcy kilometrów, no ale jak się ma narzeczoną oddalona o 175 km, to trzeba uczucie pielęgnować…

Piotr

Jakie to szczęście, że go nigdy nie miałem

Zdarzało mi się jeździć maluchem w różnych rolach - jako kierowca i jako pasażer, ale jedyna pozytywna myśl, jaka mi się nasuwa z tym autem związana to: jakie to szczęście, że nigdy go nie miałem!

Tomek