Patrząc z perspektywy importera handlującego sprowadzonymi autami, sytuacja na rynku używanych samochodów w Polsce z roku na rok staje się coraz trudniejsza. Kryzys gospodarczy i towarzysząca mu niepewność jutra sprawiają, że wielu potencjalnych klientów decyzję o zakupie auta odkłada o kolejne miesiące.

- Obawiam się, że towarzyszące nam zwykle na przełomie marca i kwietnia wiosenne odbicie nie będzie już w przyszłym roku tak wyraźne, jak w poprzednich latach - mówi, pragnący zachować anonimowość, zaprzyjaźniony z redakcją importer. - W Polsce mamy obecnie do czynienia z dużą nadpodażą używanych aut, których ceny spadły już do takiego poziomu, że coraz trudniej jest nam znaleźć za granicą samochód, na którym można jeszcze jakoś zarobić. Bo o marżach sprzed kilku lat już nawet nie myślimy. To było istne eldorado, które już niestety nie wróci.

Nie dziwi więc fakt, że coraz więcej handlarzy zastanawia się nad wycofaniem z interesu.

- W naszych realiach finansowo-podatkowych nie jest to wcale takie proste, jakby się mogło wydawać - mówi handlarz. - Sprzedaż wszystkich zalegających na placu samochodów bez możliwości wygenerowania dodatkowych kosztów, bo trudno kupować kolejne auta w sytuacji kiedy chcemy zamknąć biznes, oznacza konieczność zapłaty wysokiego podatku.

Sposób opodatkowania handlu sprowadzonymi samochodami to największa bolączka polskich importerów. Dotyczy to przede wszystkim VAT-u, który w znacznym stopniu obciąża naszych handlarzy. Zdarza się, że w jednym okresie importer sprzedaje kilka samochodów zakupionych w poprzednich miesiącach. Odprowadzony z tego tytułu VAT naraża go na utratę płynności finansowej. Aby uniknąć tego rodzaju kłopotów coraz więcej handlarzy rozszerza swoją działalność o inne usługi takie jak transport czy naprawa pojazdów. Utrzymanie się na rynku z samej sprzedaży sprowadzonych samochodów staje się coraz trudniejsze.

Sprawy nie ułatwiają też sami klienci.

- Większość z nich przy wyborze auta kieruje sie głównie ceną, nie patrząc przy tym na jego stan techniczny - mówi importer. - Nie dociera do nich fakt, że auto z 2002 roku nie może mieć przebiegu rzędu 90-100 tys. km. Z takim podejściem do sprawy sami zmuszają handlarzy do określonych zachowań. Trudno się potem dziwić, że wielu z nich przekręca liczniki. Ludzie zachowują się tak, jakby sami chcieli zostać oszukani.

Handlarze zwracają też uwagę na coraz bardziej nierealne oczekiwania klientów, którym wydaje się, że mogą kupić używane auto z upustem rzędu kilku tys. zł, niemal jak nowe w salonie. - Kilka tygodni temu za samochód wystawiony do sprzedaży w cenie 25 tys. zł, klient zaproponował mi kwotę 18 tys. zł - wspomina importer. - Zgadzając się na taką propozycję musiałbym do tego auta słono dopłacić.