Najnowsze kombi na bazie S40 nazywa się V50 i Szwedzi wyraźnie dają do zrozumienia, że nic nie będzie już tak jak dawniej. Rzeczywiście, bagażnik auta nie nadaje się teraz do przeprowadzek, za to dość konserwatywna linia nadwozia została zastąpiona dynamicznym designem. Szczególnie dobrze nowe Volvo wygląda z tyłu - chodzi nam przede wszystkim o lekko opadającą linię dachu. Innowacyjności stylistów starczyło także na wnętrze - "pływająca" środkowa konsola z pewnością nie powinna się nikomu kojarzyć z masowymi produktami Ikei. Ilość oferowanego wewnątrz miejsca poprawiła się w stosunku do poprzednika. Najbardziej odczują to pasażerowie tylnej kanapy. Niestety - coś za coś - bagażnik Volvo zmniejszył się przy normalnym położeniu siedzeń i pomieści 417 l, po ich rozłożeniu 1307 l (w V40 1421 l). Szwedzi pomyśleli za to o wszystkich udogodnieniach - tylna klapa otwiera się za dotknięciem elektrycznej "klamki", kanapa i oparcie są dzielone, a przedni fotel można złożyć. Wszystko oczywiście seryjne, dobrze pomyślane, solidne. Nowością jest także to, jak V50 teraz jeździ. Superprecyzyjny układ kierowniczy i świetne, bardzo harmonijnie pracujące zawieszenie przypominają raczej układ jezdny BMW. Powodem jest zastosowanie tej samej platformy jak w Fordzie Focusie II (debiut na jesieni) czy Maździe 3. Jakie korzyści przynosi taka kooperacja, pokazują także jednostki napędowe. Testowany przez nas egzemplarz miał pod maską diesla 2.0 o mocy 136 KM pochodzącego ze współpracy Forda z PSA. Fani jednostek wysokoprężnych będą zadowoleni - motor jest dynamiczny, bardzo elastyczny i przede wszystkim cichy. Producent zapewnia, że auto osiąga "setkę" w 9,6 s i rozpędza się maksymalnie do 210 km/h. W Polsce auto z silnikiem 2.0 D kosztuje 120 tys. zł. Wyposażenie standardowe obejmuje m.in. system DSTC (ESP), 6 poduszek powietrznych, radioodtwarzacz oraz klimatyzację. Konserwatywny Anglik ubierał się w płaszcz Burberry, nosił parasol, a jego sedan produkowany w Halewood miał na masce legendarnego "kota". Czasy się zmieniają i nawet Jaguar nie może pozwolić sobie na nieobecność w niektórych segmentach - stąd wziął się pomysł na wersję kombi X-Type'a. Według zapewnień konstruktorów nadwozie, począwszy od środkowego słupka, zostało gruntownie przerobione. Dłuższa o 44 mm boczna linia kończy się na dzielonej tylnej klapie, której szyba jest podnoszona. Pod podłogą bagażnika znajduje się schowek z gniazdkiem 12V, w którym zmieści się np. laptop. Szkoda tylko, że napięcie jest dostępne jedynie przy włączonym zapłonie. Jednak gdy siedzi się za kierownicą, wszystkie zmiany z tyłu auta pozostają niezauważalne. Jak to w Jaguarze, przestrzeń na nogi nie rozpieszcza, za to ukształtowanie foteli kojarzy się raczej z autem sportowym. Deskę rozdzielczą ozdobiono drewnianymi wstawkami. Zegary mogłyby być trochę bardziej czytelne. Oczywiście wyposażenie auta jest bardzo dobre. Standardowo na pokładzie znajdziemy klimatyzację i rozbudowany system audio.Również podstawowa jednostka napędowa, ten sam co w Volvo 2-litrowy diesel, zadziwiająco dobrze pasuje do tego auta. Nie jest zbyt głośna, choć trochę twardo pracuje. Za to średnie spalanie jest bardzo niskie - według zapewnień producenta 5,8 l/100 km. Zawieszenie jest komfortowe, a układ kierowniczy, choć precyzyjny, mógłby trochę lepiej przekazywać kierowcy informacje o nawierzchni. W Polsce auto w podstawowej wersji z dieslem kosztuje 33,1 tys. euro (około 155 570 zł). Najdroższa odmiana z benzynowym motorem 3.0 w wersji Sport to wydatek około 235 tys. zł.
Jeden silnik, wiele twarzy
Koniec z autem dla małych przedsiębiorców! Volvo zmienia całkowicie swoją politykę dotyczącą kombi na bazie S40. Świadczy o tym nawet zmiana nazwy - dotychczas wersje kombi miały takie same oznaczenie cyfrowe jak sedany, zamiast litery S stosowano V.