Compass ma być pierwszym szczeblem w drabinie modeli Jeep, hardcore’ową terenówką w wersji light, Grand Cheeroke dla mięczaków, crossoverem dla tych, którzy poruszają się po utwardzonych drogach, a śpiącego policjanta traktują jak przeszkodę nie do pokonania. Hello, czy Jeep to właśnie to? No nie zupełnie, dlatego Compassem gardzę.
Co nie zmienia faktu, że przeszedł lifting, co z kolei nie wpłynęło na mój wysoki stopień nienawiści do tego auta. Co zmieniono? Przód, tył, felgi, kolory, kierownicę, materiały wewnątrz i kilka innych szczegółów. Niestety, wciąż nie montują klamki na tylnych drzwiach, do tej pory nie rozumiem dlaczego.
Płyta podłogowa, dzielona m.in. z Mistubishi Lancerem (też mi terenówka, phi!), pozostała bez zmian. Poszperano trochę przy zawieszeniu, ale bez rewelacji. Wciąż dostępne są wersje z napędem na przód i kilka odmian z napędem na cztery koła, ale kogo to obchodzi? Pod maską silnik 2,0 o mocy nieco ponad 150 KM oraz 2,4 dający z siebie nieco ponad 170 KM (kolosalna różnica, nie ma co). Oba palą tyle samo – 10,2 l w mieście i 8,1 l na autostradzie.