Sorento było dla Kii dużym krokiem do przodu – ten „koreańczyk” ma odpowiednią prezencję i oferowany jest w korzystnej cenie. Pod względem technicznym to tradycyjny off-roader maskujący się jako nowoczesny SUV. Kilka lat temu kombinacja taka cieszyła się powodzeniem, czas oczekiwania na Sorento w Europie wynosił nawet rok.
Podczas liftingu w 2006 r. Koreańczycy dopracowali słabości: po wprowadzeniu wersji 170-konnej (z turbiną o zmiennej geometrii przepływu spalin) praktycznie zniknęła turbodziura pierwszego silnika o mocy 140 KM. Twarde zestrojenie tylnej osi stało się bardziej komfortowe.
Zaraz po liftingu Kia znalazła się w naszym parku testowym. Już na początku dało się zaobserwować dwie rzeczy: niewiarygodnie pokręcony zbiornik paliwa, do którego, ignorując krzywe spojrzenia oczekujących na tankowanie, można było nalać dodatkowe 12 l paliwa. Druga rzecz to wysokie spalanie przy szybkiej jeździe. Zapisujemy to na konto 5-stopniowej automatycznej skrzyni, która dość długo przytrzymuje niższe biegi. Nawet podczas jazdy z prędkością 130 km/h sterowanie utrzymuje 4. bieg. Nie można go też przechytrzyć samodzielną ingerencją, ponieważ nie mamy tu do czynienia z prawdziwym trybem ręcznej zmiany biegów. Oznacza to, że „automat” żyje własnym życiem i nie reaguje na nasze polecenia zmiany biegu na wyższy. Prawdopodobnie pomocna okazałaby się nowocześniejsza skrzynia 6-stopniowa szybciej wrzucająca wyższe biegi. Jeżeli jednak ktoś nie podróżuje często po autostradach, przy odrobinie samodyscypliny mógłby ograniczyć spalanie do 10 l.
Pierwszy problem pojawił się po 8971 km. System ESP zaczął wyhamowywać auto również przy powolnym pokonywaniu lewych zakrętów. Serwis szybko naprawił usterkę: uszkodzony okazał się czujnik kąta skrętu przy kolumnie kierownicy, który podawał błędne dane do komputera ESP.
Poważna awaria pojawiła się przy 41 760 km: w czasie równomiernej jazdy z prędkością 110 km/h usłyszeliśmy „chrup” i z tyłu samochodu dały się słyszeć odgłosy kosiarki. Zniszczeniu uległo łożysko na wałku wejściowym przekładni głównej osi tylnej. Wymiany dokonano na gwarancji, inaczej rachunek wyniósłby ponad 10 tys. zł. Po przejechaniu zaledwie 2200 km następna szkoda: Sorento miało posłużyć jako taxi dla fotografów na torze terenowym, przy czym poruszaliśmy się jedynie po drogach szutrowych, które bez problemu pokonałby samochód osobowy. Po jeździe w terenie usłyszeliśmy okropny pisk z przodu po lewej stronie, co pozwalało przypuszczać, że do układu hamulcowego dostał się kamyk. Prawda okazała się gorsza: zniszczone łożysko koła przedniego. Ponieważ nawet w czasie wolnej jazdy koło było krzywo ustawione, pojawiły się kolejne straty: nie przeżyła tarcza hamulcowa i półoś napędowa. Wszystko naprawiono na gwarancji, inaczej wydatek byłby 4-cyfrowy (jak podaje serwis około 3000 zł).
Kolejne, bardziej ryzykowne testy w terenie Kia pokonała brawurowo. Po tym wszystkim Sorento przez długi czas było dzielnym towarzyszem podróży, do czasu, gdy nasz specjalista od jazdy z przyczepą, zaczepił na hak dwie tony. Pojawiło się pytanie, gdzie podziało się niemal 400 Nm momentu obrotowego? „Na wzniesieniach nie można ruszyć z miejsca!” Serwis Kia zdiagnozował ponadprzeciętne zużycie łożyskowania wałka turbiny – z powodu braku smarowania, chociaż my spodziewaliśmy się uszkodzeń łopatek kierownicy. Nowe turbo wraz z montażem kosztuje 4900 zł – czyli mniej niż np. w Suzuki, ale była to już trzecia poważna usterka. Nie mogło to być związane ze stylem jazdy, ponieważ staraliśmy się sumiennie rozgrzewać turbodiesla.
Czyżbyśmy przyłapali „samochód poniedziałkowy”? Wiele wskazuje na to, że w przypadku tego egzemplarza zły dzień musiała mieć firma dostarczająca łożyska. Rubryka ze skargami czytelników nie notowała przypadków uszkodzenia ani mechanizmu różnicowego, ani łożysk kół – przy czym niewielu czytelników było w stanie pokonać tak dużą ilość kilometrów Sorento z 2006 r. Jeżeli mielibyśmy wskazać na jakiś szczególny przypadek uszkodzeń notowanych przez czytelników, to byłyby to wałki rozrządu w starszych egzemplarzach. W modelach do 2005 r. pojawiają się uszkodzenia sterowania silnika oraz pompy wysokiego ciśnienia (diesle), nieszczelny system common rail, nieszczelności oleju w silniku, skrzyni biegów lub w mechanizmach napędu wszystkich kół. Od faceliftingu kierowcy Sorento mniej narzekają.
Co wypadło pozytywnie? Narzędzia pokładowe (podnośnik hydrauliczny), umiarkowane zużycie opon: letnie Kumho Road Venture ST po dwóch sezonach miały ponad 5 mm, zimówki Conti CrossContact po 3 zimach zachowały 4 mm profilu. W przeciwieństwie do godnych uwagi materiałów, z których wykonano wnętrze, lakier zewnętrzny nie sprostał wymaganiom stawianym off-roaderom – powinien być bardziej wytrzymały. Nie trzyma się zwłaszcza na elementach z tworzyw sztucznych, co sprawia, że Kia wygląda staro.Sorento przypadło nam do gustu mimo wpadek. To samochód ładny, wygodny, w przypadku którego człowiek czerpie radość przy porannym wsiadaniu. Przystosowano go do jazdy w terenie, długie trasy zamienia w miłe wycieczki, jest w stanie pociągnąć ciężką przyczepę. Jeśli chodzi o usterki wynik testu wypadł jednak poniżej oczekiwań – dotychczas koreańskie auta z napędem na wszystkie koła pokonywały nasz maraton bez problemów.