Okazuje się, że po wejściu w życie nowych przepisów dotyczących stacji kontroli pojazdów i prowadzonych w nich badań technicznych, wielu diagnostów zupełnie bez potrzeby sztucznie przedłuża prowadzone badania, które w przypadku samochodu dotychczas trwało około kwadransa. Teraz, jak informuje „Rzeczpospolita” może zająć nawet pół godziny, a to z kolei, szczególnie w godzinach wieczornych, powoduje kolejki i wydłuża czas oczekiwania na badanie. Sytuacja ta nie dotyczy na szczęście wszystkich SKP, ponieważ nie wszyscy diagności zdecydowali się zachowywać przesadną ostrożność. Przykładowo, w warszawskich stacjach w większości przypadków nie musimy oczekiwać na przeprowadzenie badania. W wielu mniejszych miejscowościach zdarza się to jednak często.

Powodem tej niedogodności, jak informuje „Rz”, nie są jednak nowe przepisy. Te nie wprowadziły żadnych nowych procedur, które wydłużyłyby czas prowadzenia badania. Po prostu wielu diagnostów obawia się zbyt szybko zakończyć badanie, które jest teraz precyzyjnie odnotowywane w Centralnej Ewidencji Pojazdów. Zdaniem części pracowników SKP, zbyt krótkie badanie mogłoby być podejrzane i dlatego starają się, by trwało minimum 20 minut, a zwykle nieco dłużej. Diagności obawiają się, że zbyt częste wpisy do CEP mogą sprawić, że ich stacja zostanie skrupulatnie skontrolowana. Na podstawie informacji odnotowanych w CEP można przecież łatwo obliczyć czas, jaki zajmują badania kolejnych pojazdów.