Auta produkowane są w Chinach od początku lat 50. Przeszło 40 lat trwało, zanim roczna produkcja osiągnęła milion pojazdów. Do podwojenia tej ilości wystarczyło już osiem lat. W roku 2005 według prognoz ekspertów potencjał wytwórczy chińskich producentów osiągnie astronomiczną wielkość 6 milionów samochodów rocznie! Już teraz Chiny pną się coraz wyżej w rankingach największych rynków motoryzacyjnych. W bieżącym roku "państwo środka" wyprzedziło w tej dziedzinie Francję, zajmując piątą pozycję na świecie pod względem ilości sprzedanych samochodów. Według niektórych szacunków w ciągu dziesięciu lat Chiny wyprzedzą Stany Zjednoczone i Japonię i staną się samochodową potęgą numer jeden. Niemal codziennie dochodzą nowe doniesienia o kolejnych rynkowych rekordach.Każdego dnia nowe rekordy sprzedażyOstatnia sensacyjna wiadomość: w ciągu pierwszego półrocza 2003 sprzedano na tamtejszym rynku 842 780 aut rodzimej produkcji. Według Chińskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów oznacza to wzrost o ponad 82 proc. w stosunku do roku ubiegłego. Europejscy producenci cieszą się nawet z kilkuprocentowych wzrostów na rynkach lokalnych. Wszystko wskazuje na to, że 1,3 miliarda Chińczyków zaczęło przesiadać się z rowerów do samochodów. Szczególnie w wielkich miastach na wschodzie kraju. Obserwując ruch uliczny w Shanghaju czy Pekinie, można dojść do wniosku, że Chiny Ludowe stają się "Chinami samochodowymi". Jednak najwyraźniej jakaś słabość do "ludowości" Chińczykom pozostała. Najlepiej bowiem sprzedają się Volkswageny - to w końcu, przynajmniej z nazwy, auta dla ludu. Udział w rynku wynosi 32,3 proc. Pod względem pojawiania się na ulicach Volkswageny są nie do pobicia. W samym tylko Shanghaju 30 tys. Volkswagenów Santana (VW Passat z lat 80.) jeździ jako taksówki. Do refleksji skłania jednak inna informacja. W pierwszym kwartale 2003 roku Volkswagen sprzedał w Chinach więcej samochodów niż w Niemczech! Trudno się więc dziwić, że koncern produkuje tu nawet dosyć drogie modele: Audi A4 i A6. Konkurencja jednak nie śpi. Pozostali niemieccy potentaci nie chcą oddać tak obiecującego rynku bez walki. Wkrótce oferta wzbogaci się o BMW serii 3 i 5 oraz Mecedesy klasy C i E produkowane na miejscu. Dla mniej zasobnych nabywców koncern DaimlerChrysler zamierza wprowadzić nawet najnowszego Smarta ForFoura. Mercedes musi jednak zadbać o swój nadwątlony wizerunek. Ostatnio niezadowolony klient w obecności reporterów przy pomocy młota zdemolował Mercedesa SLK. Wymagania klientów rosną w równie oszałamiającym tempie, co sprzedaż samochodów. Oszczędnościowa propozycja Volkswagena, dwudrzwiowy model Gol, okazał się handlowym niewypałem. Chińczyycy szybko wymyślili mu nowy przydomek: "luo che" - "goły samochód". Sprzedano zaledwie 3 tys. sztuk. Klienci czuli się zawiedzeni choćby brakiem klimatyzacji. Samochodowe gusta mieszkańców "państwa środka" odbiegają znacząco od preferencji odbiorców europejskich. Według Chińczyków auto musi być jak smok - mieć głowę, tułów i ogon. Najbardziej cenione są więc sedany. Hatchbacki i kombi nie cieszą się zbyt dużym powodzeniem. Podobnie zresztą jak diesle i samochody z automatyczną skrzynią biegów.Rynek zbytu czy groźny konkurent?Zaciekła walka o jak największy udział w obiecującym rynku niesie ze sobą potencjalne zagrożenia. Producenci z Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Francji, Japonii i Koreii wszelkimi środkami walczą o klientów. W przyszłości może to grozić przegrzaniem koniunktury i znaczną nadprodukcją samochodów. Niebezpieczeństwo dodatkowo potęgowane jest przez fakt, że już wkrótce zaporowe cła wwozowe zostaną zmniejszone do poziomu 25 proc. Jeśli ten scenariusz sprawdzi się, ekspansja światowych producentów na rynku chińskim może obrócić się przeciwko nim. Nadmiar aut atrakcyjnych pod względem cenowym trafi prędzej czy później na eksport. Delikatna równowaga na pozostałych rynkach azjatyckich i europejskich może zostać zachwiana. Na razie jednak koncerny traktują Chiny tylko jako chłonny rynek zbytu.
Kraj przyszłości: Chiny
Nigdzie na świecie rynek motoryzacyjny nie rozwija się w tak oszałamiającym tempie jak w Chinach. Przez całe dziesięciolecia nic nie zapowiadało obecnego boomu.