Pracę nad W140 rozpoczęły się w 1981 roku i trwały 10 lat. Teraz, gdy wszystko jest robione na wczoraj w poniżającym pośpiechu, to nie do pomyślenia. Auto wyjechało na drogi w 1991 roku i ustąpiło miejsca następcy 8 lat później. Stworzenie tego modelu kosztowało Mercedesa miliard dolarów – baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo dużo.
W140 wyróżnia się nie tylko majestatycznym, olbrzymim i nieco zastraszającym nadwoziem, ale także wieloma nowinkami technicznymi. Auto ma podwójne szyby, domykające się drzwi, system rozdzielający i wspomagający siłę hamowania, ESP, boczne poduszki powietrzne, ortopedyczne fotele (miały dodatkowe poduszki, które można było pompować, dopasowując je do nawet najbardziej pokrzywionej sylwetki) oraz szyby, które cofały się po napotkaniu przeszkody na swojej drodze.
Opisywany Mercedes klasy S był wielki (w wersji przedłużonej ponad 5,2 m długości), niemoralnie i nieprzyzwoicie wręcz luksusowy oraz wyposażony w jeden z wielu silników (od 148 do 402 KM).
W140 ucieleśnia wszystko to, co w Mercedesie najlepsze. Był tak trochę poza modą, więc nawet teraz wygląda dobrze. Był aż za bardzo dopracowany – mówi się, że to ostatni model z generacji „przeprojektowanych” (wydali na niego w końcu miliard dolarów i pracowali 10 lat, na litość boską!).
Ten model miał także charyzmę, pewność siebie i styl. Następca ze światłami o nieidentyfikowanym kształcie lub obecny model z napompowanymi błotnikami może i są szybsze i jeszcze lepiej wyposażone, ale jakoś stylu, charyzmy i charakteru w nich jak na lekarstwo. I dlatego W140 tak bardzo mi się podoba.