• Miko wsiadł za kierownicę gokarta dopiero w wieku 15 lat, a gdy miał 21 lat, to był już mistrzem
  • Jeden z największych talentów polskiego motorsportu opowiada o swojej drodze, problemach oraz sukcesach. Mistrz zdradza, jaka jest jego recepta na sukces
  • Miko Marczyk jest najmłodszym w historii zwycięzcą Rajdu Polski oraz najmłodszym w historii rajdowym mistrzem Polski
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Krzysztof Kaźmierczak: Dziś lista twoich osiągnięć jest bardzo długa, ale zacznijmy od początku twojej kariery. Ile miałeś lat, jak zacząłeś jeździć?

Miko Marczyk: Pierwszy raz jechałem autem, jak miałem półtora roku. Mój tata dostał wtedy mandat za to, że wziął mnie na kolana i pozwolił kręcić kierownicą. Potem gdy miałem cztery i pół roku, wujek woził mnie na kolanach po krętej greckiej drodze. Podobno przejechałem 20 km bez jego ingerencji w kierowanie. To były pierwsze "znaki", że chyba lubię jeździć autem, ale potem przez długie lata nie było mi dane ścigać się. Za kierownicę gokarta wsiadłem, dopiero w wieku 15 lat.

Zacząłeś jeździć sportowo dopiero w wieku 15 lat?

Dokładnie. Nie miałem korzeni motoryzacyjnych. Moja mama jest lekarzem, a tata inżynierem. Jedynie mój starszy brat pasjonuje się motoryzacją i to on zabrał mnie pierwszy raz na gokarty.

Miko Marczyk - rozpoczął jazdę gokartami w wieku 15 lat Foto: Miko Marczyk
Miko Marczyk - rozpoczął jazdę gokartami w wieku 15 lat

Od razu poczułeś, że to jest to?

W pewnym sensie tak. Nikt nie musiał mi tłumaczyć techniki jazdy, bardzo szybko wczułem się w ten sport. Jako nastolatek poszukiwałem w życiu czegoś, w czym mogę być lepszy od innych. Twierdziłem zawsze, że jeżeli będę miał do czegoś predyspozycje i włożę w to pracę, to będę mógł to robić na wysokim poziomie. Bardzo nie chciałem robić czegoś byle jak. Chciałem być w czymś dobry — okazało się, że mogę być dobrym kierowcą.

I startowałeś w zawodach kartingowych?

Jeździłem w amatorskiej lidze, nigdy nie brałem udziału w profesjonalnych zawodach. Nie miałem zespołu mechaników ani swojego gokarta. Mimo to zdobyłem w latach 2013-2015 trzy razy z rzędu tytuł mistrza Polski w kartingu halowym. Jednak zawsze ciągnęło mnie, żeby ścigać się samochodami.

Udało ci się zamienić gokarty na pełnoprawne samochody?

Nie od razu. Pamiętam, jak mama woziła mnie do szkoły, to marzyło mi się, żeby ktoś zamknął dla mnie tę trasę i wtedy pojadę po niej najszybciej, jak potrafię. Wtedy jeszcze nawet nie rozumiałem, że tak naprawdę marzyłem o byciu kierowcą rajdowym i jeździe po odcinkach specjalnych. Chciałem kupić samochód, ale byłem za młody i nie miałem pieniędzy. Ale nie poddawałem się i pomogło mi to, że bardzo wcześnie poszedłem na studia.

Ile miałeś lat, jak zacząłeś studia i jak konkretnie to pomogło w zakupie auta?

Studia rozpocząłem w wieku 17 lat. Studiowałem w Niemczech i tam zacząłem zbierać środki na pierwszy samochód w czasie praktyk. Po roku w Niemczech wróciłem do Polski i kupiłem BMW pierwszego dnia po powrocie!

Jakie było pierwsze auto Miko Marczyka?

To było BMW E30 przygotowane do rywalizacji sportowych kupione za 20 tys. 800 zł. Pojechałem po nie do Starachowic. Kupiłem je, bo chciałem jeździć w amatorskich Konkursach Zręczności Kierowców. Wydawało mi się wtedy, że to jest świetna maszyna do jazdy na czas. Z perspektywy czasu oceniam, że nie była idealna, ale takie były początki.

Pierwszy samochód, który Miko kupił do ścigania. To BMW kosztowało go 20 tys. 800 zł Foto: Miko Marczyk
Pierwszy samochód, który Miko kupił do ścigania. To BMW kosztowało go 20 tys. 800 zł

Wygrywałeś od samego początku?

Niestety nie było tak kolorowo, ale starty w BMW pozwoliły mi poznać ludzi m.in. właściciela firmy Auto-Voll. Zaprzyjaźniliśmy się. On znał moje auto i mówił, że jak na możliwości tego BMW, to całkiem nieźle mi szło. Pewnego dnia Sebastian chciał mi pokazać, jak jeździ dobre auto i pozwolił mi wystartować w swoim BMW. Okazało się, że jestem szybszy od niego. To go zaskoczyło, ale również zainspirowało i to właśnie firma Auto-Voll jako pierwsza zaczęła wspierać moje starty.

Czy wtedy przesiadłeś się już do rajdówki?

Nie, moim kolejnym autem było BMW M3 E46. Stwierdziliśmy wtedy wspólnie Sebastianem, że powinienem się gdzieś wykazać, pokazać swój potencjał. Poprosiliśmy Mistrza Polski w wyścigach, Przemka Pieniążka, żeby sprzedał nam swoje M3. Żeby przetestować je przed zakupem, Przemek zabrał mnie na zawody BMW Challenge na torze Kielce, gdzie startował. Ja wziąłem numer startowy tylko po to, żeby przejechać się po torze i sprawdzić auto. Jak się okazało — wygrałem wtedy całą imprezę!

Wtedy stałeś się rozpoznawalny?

W wąskim środowisku sportów motorowych z pewnością zwróciłem na siebie uwagę. Potem zabraliśmy BMW M3 na Power Stage Bednary i tam zauważyli mnie profesjonaliści. To były amatorskie, ale prestiżowe zawody organizowane przez Tomasza Czopika. Sebastian twierdził, że jak pojadę, to mogę wygrać ze wszystkimi. Nie wierzyłem w to do końca, ale się udało! Po raz pierwszy w historii ktoś wygrał cały sezon tej imprezy samochodem z napędem na jedną oś. Wtedy środowisko profesjonalistów zaczęło mnie zauważać.

Miko Marczyk pozuje przy swoim BMW E46 M3 Foto: Miko Marczyk
Miko Marczyk pozuje przy swoim BMW E46 M3

Czy to pozwoliło ci podpisać profesjonalny kontrakt?

Nie żartuj, to był dopiero początek. Kolejny ważny krok to dialog z Kajetanem Kajetanowiczem. Pojechałem jako kibic na spotkanie z mistrzem do Ustronia. Stałem w kolejce po autograf, a gdy przyszła moja kolej, to zamiast podpisu poprosiłem go o radę, jak zostać kierowcą rajdowym. Kajto zaprosił wtedy mnie wtedy na kolacje. Jedna z najważniejszych rzeczy, jakie powiedział, to żebym jak najszybciej wsiadł za kierownicę rajdówki.

I tak zrobiłeś?

Tak, razem z Sebastianem podjęliśmy decyzję, żeby upłynnić BMW i kupić auto rajdowe. Sprzedaliśmy BMW M i kupiliśmy Hondę Civic Type R. W 2016 r. zacząłem startować w Rajdowych Mistrzostwach Śląska.

Czyli pięć lat od pierwszych gokartów jeździłeś już rajdówką?

Tak, to były pierwsze rajdy. To było dla mnie nowe i dość trudne, ale mimo wszystko sezon układał się po mojej myśli. Jeździłem na tyle dobrze, że pod koniec sezonu zadebiutowałem w Barbórce za kierownicą czteronapędowego Subaru. Od razu w debiucie na kilku odcinkach specjalnych pokazałem się z dobrej strony.

Pierwsza rajdówka Miko - Honda Civic Type R Foto: Miko Marczyk
Pierwsza rajdówka Miko - Honda Civic Type R

Czy to otworzyło ci drzwi do mistrzostw Polski i miejsca zespole Subaru Poland Rally Team?

Po sezonie w Hondzie i starcie w Barbórce nie wiedziałem za bardzo co będzie dalej. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Moje miejsce w zespole Subaru Poland Rally Team zawdzięczam Panu Dyrektorowi Witoldowi Rogalskiemu. Nic nie stało się jednak samo- napisałem do Pana Dyrektora na Facebook'u, a on zaprosił mnie na spotkanie, a następnie do współpracy.

Czyli trzeba brać życie w swoje ręce?

Zdecydowanie tak. Pukałem do wielu drzwi. Wiele razy nic z tego nie wychodziło, ale raz na jakiś czas coś zaskoczy i historia potrafi rozwinąć się w interesującym kierunku.

Czy to był pierwszy raz, kiedy jeździłeś fabryczną rajdówką?

Tak i to było zupełnie coś nowego. To auto miało napęd 4x4, kłową skrzynię biegów (nie musiałem używać sprzęgła do zmiany biegów) podtrzymanie turbo — to wymagało ode mnie zupełnie nowej techniki jazdy.

Miko Marczyk obok rajdowej Škody Fabii Foto: Miko Marczyk
Miko Marczyk obok rajdowej Škody Fabii

Jak wyglądały starty w zespole Subaru?

Mieliśmy trudny początek sezonu. Uczyłem się i patrzyłem najdalej na kilka rajdów do przodu. Na szczęście szło nam coraz lepiej. Finalnie wygraliśmy grupę Open N w 2017 r. i mając 21 lat, zostałem najmłodszym mistrzem Polski w historii grupy Open N.

Jak to się stało, że z Subaru przesiadłeś się do fabrycznej, rajdowej Škody Fabii R5?

Tutaj znowu przydał się udział w imprezie w Bednarach. Tam poznałem dyrektora marki Škoda w Polsce, który powiedział, że obserwuję moją drogę i docenia to, jak się rozwijam. Napomknął wtedy, że nie wyklucza rajdowego projektu Škody w Polsce. W sezonie 2017 jeździłem Subaru i starałem się sfinalizować możliwość startów w Škoda Polska Motorsport. W lutym 2018 r. ogłosiliśmy, że rozpoczynamy projekt zespołu rajdowego SKODA Polska Motorsport, który powstał przy współpracy z Volkswagen Financial Services.

Ze Škodą wygrywałeś praktycznie od początku.

W pierwszym sezonie zostałem mistrzem Polski w klasie drugiej. Kolejny sezon to historyczne zwycięstwo w klasyfikacji generalnej. Wtedy zostałem najmłodszym w historii rajdowym mistrzem Polski, a Škoda wygrała w klasyfikacji producentów. Te sukcesy dodały mi wiatru w żagle i chciałem wystartować za granicą w mistrzostwach Europy. To wymagało jednak pozyskania nowych partnerów.

Miko Marczyk dopiął swego i ścigał się w fabrycznym zespole Škody Foto: Miko Marczyk
Miko Marczyk dopiął swego i ścigał się w fabrycznym zespole Škody

Jazda dla fabrycznego zespołu to marzenie wielu sportowych kierowców, ale czasem to nie wystarczy bez potężnego sponsora. Jak udało ci się dołączyć do Orlen Teamu?

Wymagało to z pewnością zaangażowania, żeby zwrócić uwagę na mój potencjał. Jednakże w 2020 r. zostałem członkiem Orlen Teamu. Co bardzo ważne, Škoda oraz Volkswagen Financial Services nie opuścili mnie wtedy i współpracujemy do dziś. Marketing sportowy to w mojej opinii jedna z lepszych platform do komunikacji marek, a długotrwałe współprace z profesjonalnymi sportowcami z pewnością procentują firmą nie tylko w kontekście rozpoznawalności, ale również ich wiarygodności.

Gratuluję imponującej kariery i mam nadzieję, że uda nam się tą rozmową zainspirować młodych ludzi. Żeby to zrobić, opowiedz, proszę, trochę o byciu kierowcą rajdowym oraz o roli pilota.

Jazda z dużą prędkością przez las od zawsze robiła na mnie większe wrażenie od jazdy torowej. Kierowca rajdowy potrafi doskonale improwizować, jechać na szutrze, śniegu, czy asfalcie. Umie odnaleźć się na suchej i mokrej nawierzchni oraz radzić sobie z trudnościami na drodze. Jak słusznie zauważyłeś, nie dałoby się tego zrobić bez pilota.

Jaka jest rola pilota?

Jesteśmy załogą, jesteśmy razem w samochodzie. Kierowca nigdy nie wygra rajdu sam. Pilot czyta w odpowiednim tempie opis rajdowy informujący o kolejnych zdarzeniach na trasie. Jeżeli pilot coś pomyli, to załoga może wypaść z trasy. Poza tym pomiędzy serwisami sami naprawiamy auto. Dlatego dobry pilot to również dobry mechanik.

Miko Marczyk i jego pilot Foto: Miko Marczyk
Miko Marczyk i jego pilot

Mówisz o opisie rajdowym. To w zasadzie cały specyficzny język komunikacji. Czy wszyscy mówią tak samo? A może każda załoga rozmawia po swojemu?

To jest umowny język między pilotem i kierowcą, ale podstawa tego języka jest mniej więcej wspólna dla wszystkich uczących się rajdów w danym regionie.

A czym zajmujesz się poza OES-ami? Co robi kierowca rajdowy pomiędzy rajdami?

Jestem sportowcem, ale też organizatorem. Ja sam odpowiadam za pozyskanie partnerów i kontakty z nimi. Dbam o relacje naszego zespołu ze światem zewnętrznym. Ponad 200 dni w roku jestem poza domem i wtedy trenujemy oraz się ścigamy. W pozostałą część roku można powiedzieć, że jestem osobą odpowiedzialną za nasz zespół i jego przyszłość.

A co sądzisz o symulatorach, czy można się na nich nauczyć jazdy prawdziwym samochodem?

Jak najbardziej. To stały element mojego treningu. Moja jazda na szutrze rozpoczęła się właśnie do symulatorów. Pierwszy raz wygrałem rajd rangi mistrzostw Polski właśnie na szutrze w aucie klasy R5. Nauczyłem się tego na symulatorze. Dlatego jestem zaangażowany w projekt RaceSpot, gdzie można trenować simracing. Poza tym zawody online uczą radzenia sobie z presją oraz konkurencją — to dużo wnosi do umiejętności kierowcy.

Miko Marczyk na trasie rajdu Foto: Miko Marczyk
Miko Marczyk na trasie rajdu

Mówisz o presji. Czyli to prawda, że rajd wygrywa się "w głowie"?

Tak samoświadomość, odporność na presję. Te cechy pozwolą ci się dostosować do panujących warunków. Jeśli rozumiesz, kiedy masz słabszy moment, a kiedy jesteś lepszy, to możesz to wykorzystać na swoją korzyść.

Co byś poradził młodym ludziom, którzy chcą zostać sportowymi kierowcami?

Ja po prostu znalazłem dziedzinę życia, do której mam predyspozycję i dlatego postawiłem na sportową jazdę. Gdybym ich nie miał, ale wciąż bym o tym marzył, to postawiłbym na bycie hobbystycznym kierowcą. Nie chciałbym, żeby ludzie wierzyli w swoje marzenia bezrefleksyjnie. Oczywiście, po wielu latach pracy talent jest tylko małym procentem, ale żeby wykazać się na samym początku, to potrzebny jest talent. Ja musiałem zaskakiwać ludzi swoimi wynikami, po to, żeby móc pozyskać kolejne współprace, które dawały mi możliwość startów na wyższych szczeblach.

Czyli przepis na sukces to talent i ciężka praca?

Tak, gdy już znajdziesz to, w czym jesteś dobry, to musisz być wytrwały. Musisz być stały w dążeniu do celu i nie popadać w stagnację. Moim zdaniem ważne jest, żeby codziennie próbować. W dużym uproszczeniu, jeśli starasz się siedem razy w tygodniu, to osiągniesz konkretny wynik siedem razy szybciej niż ktoś, kto ma zapał do pracy tylko raz w tygodniu. Ale jest jeszcze jedna ważna rzecz – dobrze mieć w sobie trochę idealizmu dziecka, żeby czasem ślepo wierzyć w to, co robisz i się nie poddawać.

Miko, a co uważasz o samochodach elektrycznych?

Nie złoszczę się na rozwój technologii. Na szczeblu politycznym zapadły już takie decyzje, które sprawiły, że elektryfikacja jest już dość jasnym kierunkiem w przyszłość dla motoryzacji. Poza tym jeśli się okaże, że elektryczny samochód będzie szybszy od spalinowego, to ja bardzo chętnie będę się nim ścigał. Jestem fanem wydajności i efektywności.

Czy uważasz, że elektryki mają szansę być szybsze na OES-ach od spalinówek?

To z pewnością się wydarzy, ale zajmie jeszcze trochę czasu. Obecnie najszybsze są hybrydy klasy Rally1. Póki co akumulatory są za ciężkie, a ich zasięg nie pozwala na pokonanie trasy rajdu.

Miko Marczyk oraz pilot Szymon Gospodarczyk Foto: Miko Marczyk
Miko Marczyk oraz pilot Szymon Gospodarczyk

A czym różni się jazda rajdówką od jazdy autem osobowym?

Wiesz, rajdówka nie ma zamków, nie ma kluczyka, nie ma nawet klimatyzacji. Jak na zewnątrz jest 40 stopni Celsjusza, to w kabinie mamy około 70, a my jedziemy w kombinezonach i kaskach. Auto ma klatkę bezpieczeństwa i tylko dwa fotele, które są nisko osadzone, żeby obniżyć środek ciężkości. Moja Skoda ma silnik 1.6 o mocy ok. 300 KM i przyśpiesza w ok. 3,5 sek. do setki. Ma też niesamowite hamulce. Jazda przez las z pełną prędkością to ogromna przyjemność, której nie można do niczego innego porównać.

Miko, bardzo ci dziękuję za rozmowę, ale mam jeszcze jedno pytanie. Czym jeździsz na co dzień?

Na co dzień jeżdżę samochodami marki Škoda. W tej chwili w domu mam Kodiaka Sportline oraz Octavię RS.