- Od lat ulubionym samochodem Hołowczyca jest Nissan GT-R. Obecnie jeździ już czwartym egzemplarzem
- Hołek opowiada o swoich wrażeniach po przejażdżce Porsche zbudowanym przez Singera, jego zdaniem to auto jest bardzo trudne w prowadzeniu
- Mistrz uważa, że napęd elektryczny jest rewelacyjny, ale energia do silników jest doprowadzana z ciężkich baterii
- Zdaniem Hołowczyca zasady panujące na drogach muszą odzwierciedlać taki stan rzeczy, żeby nawet ci najmniej doświadczeni mogli się bezpieczenie poruszać, nawet jeśli wymaga to zmian w cenach mandatów
- Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu
Auto Świat: Panie Krzysztofie, w rajdach osiągnął pan już prawie wszystko. A czym pan jeździ prywatnie?
Krzysztof Hołowczyc: Od lat moim ulubionym samochodem jest Nissan GT-R. Obecnie jeżdżę już czwartym. Pierwsze dwa były "zwykłe", a potem przesiadłem się do 600-konnej wersji Nismo. Teraz mam już drugą sztukę w tej specyfikacji i sądzę, że zostanie ze mną na zawsze. Jak go zamawiałem w Japonii, to inżynierowie Nissana uśmiechali się do mnie, że dobry ze mnie klient. Bo lata lecą, a ja z uporem maniaka wciąż wybieram GT-R-a.
Ale Nissan GT-R to nie jest jedyny pana samochód?
Jasne, że nie. Kiedyś np. jeździłem dużo Porsche 911, ale żona pytała mnie "czy przykryć bety kocykiem”, bo musiałem wszystko wozić na siedzeniach. M.in. dlatego przesiałem się do GT-R-a. Nissan to supercar, ale też "normalne" auto w jednym. Przejechałem moimi egzemplarzami już ponad pół miliona kilometrów.
Czyli lubi pan GT-R-a, bo ma duży bagażnik?
Pojemny bagażnik to niezbędny dodatek, ale dla mnie ten samochód przede wszystkim jest niczym samuraj. Jego charakteru nie da się pomylić z niczym innym. Chodzi o jego właściwości jezdne. Moje Nismo przyśpiesza od 0 do 100 km/h w 2,6 s., a ma tylko 600 KM. Ja wiem, że "600 kucy" to sporo, ale które inne samochody mają równie dobre przyśpieszenie od zera do 100 km/h? Bugatti Veyron, elektryczne Porsche Taycan Turbo S albo najmocniejsza Tesla Model S? Z tego grona Nismo ma zdecydowanie najmniejszą liczbą koni mechanicznych.
A jakie samochody ma pan w garażu?
Może to nie jest stricte w moim garażu, ale jak się domyślasz, często jestem zapraszany do testowania różnych najnowszych modeli wielu producentów. Bardzo to lubię, ponieważ daje mi to szerokie spojrzenie na dzisiejszą motoryzację. Doceniam SUV-y, które są wygodne, komfortowe, bezpieczne. Wśród nich są wersje, które mają naprawdę poważne moce i można się nimi bardzo szybko poruszać. Doceniam i bardzo lubię we współczesnych samochodach technologię, która w wielu aspektach ułatwia życie.
Lubi pan wygodę nowoczesnych SUV-ów, ale nie jest sekretem, że przede wszystkim uwielbia pan auta Subaru, prawda?
Nie będę ukrywał, że od czasów moich startów za kierownicą rajdowych Imprez do dziś jestem fanatykiem marki Subaru. W garażu mam kilka wyjątkowych egzemplarzy. Jeden z nich ma VIN z prawie identyczną końcówką, jak auto WRC, którym się ścigałem. Wyobraź sobie, że STI przygotowało 30 sztuk do konwersji na auta rajdowe przez brytyjską firmę Prodrive, która wtedy odpowiadała za program aut WRC dla Subaru. Do Anglii trafiło chyba 20 egzemplarzy, a pozostałe zostały w Japonii. Jeden z nich udało mi się sprowadzić do Polski. Ten samochód służył wcześniej w tajnej japońskiej policji. Mnie jakimś cudem udało się go odkupić. Mam już na niego wyjątkowy pomysł, ale niech to zostanie tajemnicą.
Subaru pełni w pana życiu szczególną rolę. Do dziś, gdy Subaru Impreza zwana "babcią" pojawia się na OES-ie na Karowej, to tłum szaleje.
Oj tak - "babcia". Ten projekt pochłonął już majątek. Teraz ten egzemplarz jest szybszy niż ówczesne wersje WRC. Np. silnik stroi dla nas pewien Fin, który jako jeden z niewielu osób na świecie był wpuszczony do centrali Subaru Tecnica International. Oni pokazali mu, jak to robić. Dlatego teraz "babcia" jest piekielnie mocna. Mazurskie odcinki specjalne znam na wylot. Niektóre zakręty całe lata pokonywałem na pełnym gazie, ale najnowsza wersja mojego Subaru okazała się zbyt szybka i teraz muszę odpuszczać. To prawdziwy potwór.
Jak pan mówi o Subaru, to powietrze aż się elektryzuje!
Tak, pamiętam swój początek przygody z tą marką. Jak moja Toyota Celica spłonęła w Niemczech, to przez chwilę myślałem, że to koniec. Ale pojawiła się możliwość przesiadki do Imprezy. Jak zaczynaliśmy testować, to zobaczyłem ten samochód od spodu i się przeraziłem. Po pancernej Celice zbudowanej jak czołg, Impreza była taka zwiewna, filigranowa. Ja byłem przekonany, że z tego nic nie będzie. Jeden skok przez hopę i po zawieszeniu. Na szczęście okazało się, że jest inaczej, a ja zakochałem się w autach Prodrive'u i ta miłość trwa do dziś.
A chciałby pan zobaczyć jeszcze Subaru w formie?
Oczywiście, że tak, ale obawiam się, że szanse są niewielkie. Za to wszyscy nagle zaczęli znów doceniać klasyczne Imprezy i ich ceny stają coraz bardziej zaporowe. Ale wiesz co, nie przejmuję się tym. Wymyśliłem wraz z przyjacielem Michałem Małuszyńskim inny ciekawy projekt. Zaczęliśmy odbudowywać klasyczne Porsche.
Czy chodzi o restomod 911 HOMA RS?
Dokładnie tak, ale muszę się przyznać, że bardzo nie lubię słowa "restomod". Co to w ogóle znaczy? My wzięliśmy karoserię Porsche typoszeregu 993 i stworzyliśmy najbardziej genialnie jeżdżące i wyglądające 911, jakie mogliśmy. To miał być samochód o kompaktowych wymiarach nadwozia "911-stki" z 1973 r., ale oparty na komponentach mechanicznych dużo młodszego wozu generacji 993. Filozofia polega na tym, aby samochód był szybszy, poprzez uczynienie go lżejszym, a nie przez dodawanie mocy. Chodzi też o to, by HOMA była naprawdę przyjazna dla użytkownika. Zawieszenie jest w pełni regulowane, a samochód może być nawet wyposażony w karbonowo-ceramiczne hamulce z ABS.
Jak słyszę o HOMA RS, to od razu myślę o projektach amerykańskiego Singera.
Jeździłem Singerem i rozmawiałem z ludźmi, którzy je tworzą. Wiesz co, te pierwsze auta Singera, były trudne do okiełznania na drodze. Pamiętam, że zapytałem ich: "Panowie, to auto jest dzikie, dlaczego?" W odpowiedzi usłyszałem, że klienci i tak jeżdżą nimi powoli, bo głównie się lansują. Nasza HOMA RS taka nie jest. My chcieliśmy stworzyć auto, które będzie się genialnie prowadzić i to nam się udało! Wiele elementów nadwozia zrobiliśmy z karbonu. Ale wyobraź sobie, że np. drzwi są wciąż metalowe, dla bezpieczeństwa. W naszym samochodzie mamy wszystko, co najpiękniejsze w motoryzacji. To współczesna technologia zamknięta w ikonicznym nadwoziu, czego można chcieć więcej?
Panie Krzysztofie, ale czy każde auto musi być szybkie?
Oczywiście, że nie. Dlatego mam też w garażu klasycznego Pontiaca Grand Prix. To auto ma ponad 7-litrowy silnik V8. Uwielbiam toczyć się nim w słoneczne dni, jeszcze lepiej, jeśli mogę sobie gdzieś spalić gumę! Bulgot "V-ósemki" mielącej tylne opony zawsze dobrze mi robi.
Co jeszcze ma pan w garażu?
Trochę tego jest, ale mam np. klasycznego Chevroleta Corvette. To wyjątkowy egzemplarz w perfekcyjnym stanie, wręcz salonowym. No i mam też kilka egzemplarzy Subaru Impreza. Widziałeś reklamę piwa, gdzie mechanik driftuje Subaru? To właśnie moja "babcia"!
Prowadzi pan też Supercar Club. Jakie jest pana ulubione auto?
Supercar Club to miejsce wyjątkowe dla miłośników supersportowych samochodów. Jeździłem już chyba każdym z aut, jakie mamy w klubie. Co do mojego ulubionego, cóż, ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ każde z aut jest świetne i ma w sobie coś, co mnie ujmuje i urzeka. Najważniejsze, że każde daje ogromną radość z jazdy. Chyba to liczy się najbardziej. Najlepsze jest właśnie poznawanie i czerpanie całymi garściami z tych wyjątkowych aut, więc jeśli pytasz, które bym wybrał – każde!
W klubie są również auta elektryczne. Co myśli pan o elektromobilności?
Napęd elektryczny jest rewelacyjny i z pewnością zostanie z nami na zawsze. Technologia, jaka jest zastosowana w samochodach elektrycznych, jest imponująca i daje spore możliwości. Nie jestem przekonany, że energia do silników zawsze będzie doprowadzana z ciężkich baterii. Na ten moment auta z akumulatorami świetnie sprawdzają się jedynie w miastach. Całe floty dostawczaków powinny być elektryczne, tak samo transport publiczny.
Wiele osób uważa, że auta elektryczne są szybsze od spalinowych. Zgadza się pan?
Jeśli chodzi o sportową jazdę, to trzeba przyznać, że przyśpieszenia generowane przez sportowe auta elektryczne są naprawdę niesamowite. Ale sportowe auto, to nie tylko przyspieszenie, liczy się to, jak pojazd się prowadzi. Wierzę, że jak inżynierowie opracują technologię zasilania lżejszą od baterii, to sportowe elektryki przestaną być takie ciężkie i wtedy będą się jeszcze lepiej prowadzić.
Wśród naszych czytelników jest wielu pasjonatów motoryzacji. Dlatego proszę w ich imieniu o radę. Jak najprościej spełnić marzenie o szybkiej i sportowej jeździe samochodem?
Pierwszy i najprostszy krok to karting. Uwierz mi, że wiek nie ma żadnego znaczenia. Jak chcesz poczuć się jak kierowca wyścigowy, to koniecznie wybierz się na tor kartingowy. Tam możesz doznać tego, jak to jest szukać przyczepności, dohamowywać przed zakrętem i walczyć o świetny czas. A stali bywalcy, to mocni zawodnicy. Ja czasem muszę się nieźle napocić, żeby im pokazać. To świetna zabawa i doskonały początek.
A co jeśli ktoś chce od razu usiąść za kierownicą dużego auta?
A jeśli myślisz o przesiadce na "duże" auto, to polecam wyścigi cross-country i Dacię Duster. To najtańszy samochód, którym można się ścigać w szybkościowych rajdach terenowych – gotowa maszyna kosztuje ok. 150 tys. zł. To auto w rękach profesjonalistów pozwala wyczyniać cuda, ale i mniej doświadczeni amatorzy będą mieli frajdę, bo Duster jest łatwy do opanowania, wdzięczny i lekki. Z Dacią można śmiało rozpocząć swoją przygodę.
Panie Krzysztofie, zdejmijmy na chwilę nogę z gazu. Co pan myśli o nowych mandatach?
Zasady panujące na drogach muszą odzwierciedlać taki stan rzeczy, żeby nawet ci najmniej doświadczeni mogli się bezpieczenie poruszać, nawet jeśli wymaga to zmian w cenach mandatów. Momentami trochę nad tym ubolewam, bo sam chciałbym dać gaz do dechy! Na pewno nie jestem zwolennikiem nowego rozwiązania w kwestii punktów karnych, bo teraz zbyt łatwo stracić prawko. Moim zdaniem coraz więcej ludzi będzie tracić pozwolenie przez punkty, a to jest bez sensu.
Panie Krzysztofie, nie skupiamy się na motosporcie, ale jedno pytanie muszę panu zadać: rajdy czy Dakar?
Mój pierwszy Dakar to było coś, czego wcześniej nie doświadczyłem. Po udanej karierze w rajdach drogowych zastanawiałem się, o co chodzi w tym całym Dakarze. Skaczą sobie po piasku... myślałem, że to nic trudnego. Ale jak pojechałem pierwszy raz, to przeżyłem szok. Dakar chce Cię złamać psychicznie oraz fizycznie i to dosłownie na każdym kroku. Jak wróciłem z tamtej edycji, to sobie powiedziałem, że nigdy więcej. Ale po kilku miesiącach zaczęło mi tego brakować. W końcu zostałem stałym bywalcem. Brakuje mi jeszcze, żeby stanąć na środkowym miejscu podium...
I tego panu życzymy!