• Wypożyczanie luksusowych i szybkich aut to trudny biznes. Użytkownicy nie chcą przyznawać się do wyrządzanych szkód, choć te próby raczej z góry skazane są na niepowodzenie
  • Wyróżnia się kilka grup klientów: testerów, evenciarzy, pozerów i tych niemal idealnych. Są jeszcze celebryci, którym ta firma prawie zawsze odmawia
  • Menedżer jednej z wypożyczalni opowiedział nam kilka ciekawych historii, których w jego pracy nie brakuje
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Czy wypożyczanie drogich samochodów to łatwy biznes?

Nie, zdecydowanie nie. Auta, którymi dysponujemy, nierzadko kosztują grubo ponad milion złotych, i na dodatek są bardzo szybkie. My, nabywając je, bierzemy nie tylko odpowiedzialność za te supersamochody, ale żeby zarobić, przekazujemy je w ręce różnych osób. Tym samym częściowo bierzemy odpowiedzialność za życie i zdrowie klientów, a oni miewają różne niekonwencjonalne pomysły...

Opowiesz nam o tym, co robią klienci, gdy "dorwą się" do szybkich aut?

Historii jest wiele. Na początek musicie wiedzieć, że każde auto ma GPS. Nie jeden, a kilka. Korzystamy z różnych rozwiązań jednocześnie. Ponadto samochody raportują w czasie rzeczywistym dane z OBD2. Robimy to z kilku powodów. Z jednej strony chcemy wiedzieć, co robią z naszymi autami klienci. Czy używają procedury startu "Launch Control" albo, jak często wciskają "gaz do dechy". Drugi powód to prewencja przed potencjalną kradzieżą.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Chcesz powiedzieć, że ktoś ukradł wam auto?

Nam nie, ale w branży zdarzały się takie przypadki. Klient wpłaca kaucję i zabiera samochód. My widzimy, gdzie auto się znajduje, czy jest włączone oraz jak szybko się porusza. Ale gdyby ktoś odciął nam komunikację z samochodem, to ma i kluczyki i auto. My zostajemy wtedy z kilkoma tysiącami złotych kaucji i skanem dowodu osobistego. A złodzieje potrafią sfałszować wszystko. Dostawaliśmy już fałszywe dokumenty, a spreparowane potwierdzenia przelewów to prawie codzienność. W wypożyczaniu aut najważniejsza zasada to brać pieniądze z góry. Jest forsa — jest auto, inaczej nie ma mowy o wypożyczeniu.

Czy zdarza się, że samochody wracają uszkodzone?

Najbardziej denerwuje nas to, że ludzie myślą, że czegoś nie zauważymy. Znamy nasze auta na wylot i robimy im zdjęcia przed każdym wyjazdem z siedziby. Bylibyśmy skrajnie niekompetentni, gdybyśmy nie umieli zauważyć usterek.

BMW 750i xDrive Foto: Adam Mikuła / Auto Świat
BMW 750i xDrive

Co ukrywają klienci?

Bywa, że auto wraca do nas brudne. Niby to niewinna warstwa kurzu czy błota, ale po umyciu wychodzą niespodzianki. Zdarzyło się, że cały samochód wrócił bardzo ubłocony. Po zajrzeniu do kabiny okazało się, że ktoś woził cegły w BMW za 800 tys. zł, a po umyciu wyszło jeszcze, że wóz był mocno porysowany. Kto wypożycza luksusowe BMW do wożenia cegieł?! Zdarzają się też sytuacje jak np. dziura w tylnym zderzaku. Dziura, którą ktoś zaszpachlował, pomalował jakąś farbą z marketu i ubrudził całe auto przed zwrotem. Mieliśmy się nie zorientować?

A czy zdarzają się poważne usterki mechaniczne w samochodach?

Mieliśmy różne przypadki. Zdecydowanie najbardziej popularny problem to "skrzypiące Klocki hamulcowe". Fakt, niektóre z naszych aut mają tak zaprojektowane hamulce, że słychać ich pracę, ale po którymś z kolei telefonie od klienta w tej sprawie zaczęliśmy konsultować się w ASO. Mechanicy pokazali nam "zeszklone" klocki hamulcowe. Gdy hamuje się kilka razy z maksymalną siłą, to na klockach pojawia się taka błyszcząca warstwa, która potem piszczy! A więc klienci w pewnym sensie sami przyznają się do tego, jak brutalnie używali naszych aut.

Wspominałeś o GPS i OBD2. Czy zdarzyły się jakieś niepokojące alarmy z systemów komputerowych?

Oj tak, te zapisy to ważne dowody. Zdarzyło się kiedyś, że klient dosłownie "zmielił dyferencjał" w Mercedesie-AMG i auto przestało jechać. Sprawdziliśmy GPS, okazało się, że "kręcił bączki" pod dyskontem. Poza tym auta wysyłają co około minutę swój status, kiedy się poruszają. Zwykle mapka wygląda tak, że mamy raporty co przecznicę, ale zdarzyło się, że pojazd wysłał nam ponad 200 raportów z placu pod sklepem spożywczym! Wyobrażacie sobie, co tam się działo?

Mercedes-AMG C 63 S Foto: Igor Kohutnicki / Auto Świat
Mercedes-AMG C 63 S

Czy każdy może wypożyczyć samochód?

Teoretycznie tak, ale w praktyce wiele razy odmawiamy. W branży jest np. plaga klientów z francuskimi numerami telefonów. Do nas oraz do innych wypożyczalni masowo dzwonią i piszą numery zaczynające się od "+33". Pytają łamaną angielszczyzną albo polszczyzną o samochody. Codziennie dostajemy kilkanaście takich wiadomości. My nie wypożyczamy za granicę, a przez tych dzwoniących z pewnością nigdy nie wysłalibyśmy auta do Francji. Ale zdarzyło się, że ludzie wysyłali tam samochody. Albo nie wracały, albo wracały bardzo zniszczone. Pisaliście nawet o takim gangu. Kombinowanie nie ma końca, ale wyobraźcie sobie, że znalazł się w Polsce człowiek, który postanowił wykorzystać tę całą sytuację. Podobno brał od oszustów zaliczki na fikcyjne samochody i sam ich okradał. Zrobiła się z tego zabawa w kotka i myszkę.

Podasz jakieś inne przykłady nieczystych zagrań?

Tak. Zdarzyło się, że oszuści wypożyczyli w miarę luksusowe auto i pojechali nim do innej wypożyczalni samochodów po coś bardzo wyjątkowego. Ale w branży wszyscy się znają i wiadomo, jakie auta są na rynku. No i od razu było wiadomo, że przyjechali wypożyczonym samochodem i kombinują. Wozu, który chcieli naprawdę ukraść, nie udało im się zdobyć.

Czy zdarza się, że ktoś chce wyciągnąć od was auto, bazując na swojej popularności?

Instagramerzy, influencerzy, tiktokerzy piszą do nas bardzo często. Wysyłają wiadomości na social mediach i maile. Czasami widać, że dokładnie ta sama wiadomość trafia do wielu wypożyczalni. Nie chce im się nawet napisać kilku słów adresowanych do naszej firmy. Dlatego dla nich też mamy przygotowaną odpowiedź, że nie jesteśmy zainteresowani, którą przeklejamy. Niektórzy mają setki tysięcy obserwujących albo są uczestnikami jakiś popularnych programów telewizyjnych, ale prawie wszystkim odmawiamy. Piszą do nas czasem też prawdziwe gwiazdy. W takich przypadkach najczęściej dzwoni menedżer i dochodzi do wspólnej rozmowy, zanim celebryta wyłoży karty na stół.

A kim są wasi klienci?

Tych można podzielić na kilka grup.

Pierwsza to "testerzy", przyszli nabywcy. Dużo osób wypożycza od nas auta, żeby je sprawdzić przed zakupem. Dealerzy coraz rzadziej mają na stanie najbogatsze, sportowe odmiany, a poza tym, co można sprawdzić przez godzinę? Od nas autem wyjeżdża się na kilka dni — taki test faktycznie jest miarodajny. Zdarzyło się, że dealer przyznał wprost, że dzięki nam sprzedał kilka luksusowych aut.

Kolejna grupa to "evenciarze". Ci zwykle pożyczają jakieś względnie tanie, ale nadal efektowne auto na weekend. Opowiadają nam historię, że potrzebują np. super wózek na kawalerski dla kolegi, do ślubu albo na prezent. Nie mamy z tym problemu, choć przyznam, że nie rozumiem, po co komu sportowe auto na wieczór kawalerski... Z drugiej strony wypożyczanie aut do ślubu to bardzo dobry interes. Klienci są zbyt zajęci uroczystością, żeby znęcać się nad samochodem, za to zależy im, żeby był czysty i pachnący.

Trzecia grupa to "pozerzy". Jak ktoś prosi o zmienienie firmowych ramek przy rejestracjach na inne, to już wiemy, że będzie chwalił się autem jak swoim. Zdarzyło się np., że widzieliśmy nasz samochód w filmiku ze zlotu superaut. Najbardziej nie lubimy, jak ktoś chce zmienić ramki albo zdjąć naklejki na własną rękę — wtedy z reguły powstają szkody i nieestetyczne ślady. Już wolimy, żeby ktoś o tym powiedział, to sami zdejmiemy oznaczenia.

Bentley Flying Spur V8 Foto: Auto Bild
Bentley Flying Spur V8

Ale jest też coś takiego jak klient (prawie) idealny. To ludzie, którzy wypożyczają na dłuższe okresy, płacą dobre pieniądze i z reguły dbają o nasze samochody. Rozmowy z nimi to też zwykle przyjemność. Nie raz mówili nam, że pragną przeżyć przygodę z supersamochodem, ale nie chcą go od razu kupować i zamrażać ogromnej sumy pieniędzy.

A czy obsługa egzotycznych aut bywa kłopotliwa?

To zależy. W ASO luksusowych marek obsługa klienta jest na wysokim poziomie, ale czasem to nie wystarcza. Mamy np. pewien włoski supersamochód, który jest bardzo pożądany na rynku i mógłby dla nas świetnie zarabiać. Niestety, zamiast tego większość czasu stoi w serwisie. I nie są to awarie wynikające z winy klientów. A musisz pamiętać, że dla nas zepsute auto to podwójna strata, bo nawet jeśli koszty naprawy pokrywa ASO, to auto zaparkowane u dealera i tak nic nie zarabia.

Czyli zdarza się, że sytuacje losowe pokrzyżują plany?

Oczywiście. Jeden klient zamówił auto z usługą dojazdu pod dom, ale po drodze mieliśmy stłuczkę. Żeby wynagrodzić mu tę sytuację, to zawieźliśmy inny wóz. Co prawda o 200 KM słabszy, ale nadal bardzo szybki. Klient przyjął to auto, ale jak wyjeżdżał nim z posesji, to pech chciał, że miał wypadek. Na szczęście jesteśmy dobrze ubezpieczeni.

Czy współpracujecie z innymi wypożyczalniami?

Niechętnie. Słyszeliśmy np. o przypadkach, gdzie jedna wypożyczalnia wynajmuje auto od konkurencji i przedstawia je w ofercie jako swoje. Sami zastanawiamy się, po co to robią, ale chyba chodzi o to, żeby podnieść prestiż firmy poprzez pokazywanie ekstrawaganckich wozów. Takie historie sprawiają, że wolimy działać na własną rękę. W dobie internetu, jak ktoś szuka konkretnego auta, to szybko trafi do źródła, czyli do nas.

Porsche 911 Turbo S Cabrio (2021, 992) Foto: Igor Kohutnicki / Auto Świat
Porsche 911 Turbo S Cabrio (2021, 992)

Jakie masz rady dla wypożyczających samochody?

Firmy, które chcą się utrzymać na rynku, starają się wychodzić naprzeciw klientom. Dlatego najlepiej po prostu grać w otwarte karty. Chodzi mi o to, że jeśli auto będzie wiozło parę młodą do ślubu, to lepiej nam o tym powiedzieć, a pokażemy jakich ozdób można bezpiecznie używać lub damy swoje. W innym przypadku, jeśli dojdzie do uszkodzenia lakieru, to jest niepotrzebny problem.

Na co należy zwrócić szczególną uwagę przy wypożyczaniu?

Jak ze wszystkim — najważniejszy jest zdrowy rozsądek. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę nie tylko na stan wypożyczanego pojazdu, ale też dokładnie czytać, co się podpisuje. Istnieje firma, która po każdym użyczeniu sprawdza, ile razy klient przekroczył prędkość i zabiera z kaucji pieniądze za każde wskazanie GPS-u. Te "mandaty" nie mają nic wspólnego z przepisami drogowymi!