Polak wygrał tę prestiżową imprezę, pokonując ponad 1300 zawodników. Błażusiaka oklaskiwało 20 tysięcy kibiców i oglądało 260 dziennikarzy. Wygraną Polaka okrzyknięto wielką sensacją.

Zawody w Erzberg to coroczna, niezwykle prestiżowa impreza, prównywana z mistrzostwami świata. Uważa się ją za najcięższe zawody Enduro na świecie, których samo ukończenie traktuje się za sukces. Na liście startowej znalazły się same sławy tego sportu, m.in. 6-krotny mistrz świata Fin Juha Salminen czy zwycięzca Rajdu Paryż-Dakar Francuz Cyril Despres.

Tadeusz Błażusiak nie planował przed sezonem tego startu, pojechał w barwach własnego, prywatnego zespołu Kegel-Błażusiak Team. Polak traktował imprezę rekreacyjnie, chcąc pracowicie spędzić przerwę pomiędzy startami w zawodach trialowych. Liczył przede wszystkim na dobrą zabawę i możliwość konfrontacji ze światową czołówką enduro, która startuje w zawodach inkasując tysiące dolarów za samo pojawienie sie na liście zgłoszeń.

Najpierw przeprowadzono kwalifikacje. Ku zaskoczeniu wszystkich Błażusiak zajmował miejsca w ścisłej czołówce, zakwalifikował się w pierwszej pięćdziesiątce na 500 zawodników (czyli startował z 1. linii), którzy awansowali do finału. Efekt był natychmiatsowy: w boksie Polaka pojawili się przedstwiciele fabrycznego teamu KTM, oferując Błażusiakowi pożyczenie motocykla i mechanika do jego obsługi. Błażusiak przystał na propozycję, zyskując profesjonalne wsparcie techniczne.

Finał był popisem Tadeusza Błażusiaka. W 25 minucie zawodów objął on prowadzenie, którego nie oddał do mety. Drugiego na mecie Brytyjczyka Toma Sagera, którego uważa się za jeden z największych talentów światowego enduro (!), pokonał aż o 6 minut. Specjaliści żartowali, że Polak mógł zjeść obiad i czekać na mecie na rywali. To był prawdziwy nokaut.

Trzeci Salminen stracił siedem minut. Trasa była niezwykle trudna, pełna ekstremalnych odcinków, wymagała od zawodników wysokich umiejętności zarówno z dziedziny enduro jak i motocrossu oraz trialu. Tylko 19 z 500 startujących zawodników dotarło do mety (odpadł m.in. Despres).

- Jestem niezwykle szczęśliwy - powiedział Tadeusz Błażusiak. Pokonałem światową elitę zawodników enduro. Gdy patrzę na listę startową, wciąż nie mogę uwierzyć w to, czego dokonałem. Zwłaszcza, że przyjechałem do Erzbergu trochę zabawowo, żeby się sprawdzić i spędzić miło czas. Nie liczyłem, że wygram, choć po udanych kwalifikacjach mój apetyt wzrósł. Mam teraz dylemat - zostać przy trialu czy przerzucić się na enduro, w którym czuję się świetnie. Zdjęcie: GEPA-PICTURES.