To właśnie tu w drugiej połowie marca rozpoczął się Toyota Diamond Coast Trail. Wyprawa pustynnymi bezdrożami po terytorium Namaqualand (Północna Prowincja Przylądkowa) była o tyle nietypowa, że wcześniej na te obszary nie wpuszczano nikogo poza nielicznymi mieszkańcami. Powód? Kopalnie diamentów. Miliony lat temu na tych terenach pod wpływem ogromnych ciśnień powstały w skałach diamenty. Pierwsze diamenty odkryto na terenach RPA w 1869 roku w okolicy Kimberley. Na obszarach nadatlantyckich odkryto je dopiero w 1925 roku (w pobliżu Port Nalloth). Skały diamentonośne położone są kilkanaście metrów pod powierzchnią. Aby je wydobyć i szukać w nich diamentów, trzeba najpierw zdjąć warstwę piasku, potem żwiru, wydobyć skały, zmielić je w olbrzymich młynach, odsiać i wypłukać, znowu zmielić na ziarenka wielkości groszku, odwirować, a potem ręcznie dokładnie przeszukać. Aby uzyskać jeden karat diamentu (to świecący kamyk o wadze 1/5 grama i wielkości mniej więcej łebka zapałki) trzeba wydobyć, a potem przeszukać 200-300 ton skał. Czyli 10-15 wielkich ciężarówek! Diamentonośne tereny należą od kilkudziesięciu lat do potentatów w diamentowej branży: spółki De Beers. Dlaczego jej właściciele zdecydowali się wpuścić uczestników wyprawy do zakazanej strefy? Okazuje się, że złoża w tym rejonie wyczerpują się i za kilka lat ich eksploatacja stanie się nieopłacalna. Chodzi więc o to, aby przyciągnąć tu turystów, zachęcić ich do wypraw diamentowym szlakiem. Dla osób ceniących surowe piękno przyrody możliwość jazdy terenowymi autami po pustynnych bezdrożach, noclegi w osadach poszukiwaczy diamentów, proste jedzenie (świeżo złowione ostrygi i kraby) będzie wyprawą życia. Warunek: trzeba mieć auto z napędem 4x4. Obszar Namaqualand ma bardzo słabą sieć dróg, jedyne porządne połączenie to droga N7 łącząca Kapsztad ze Springbok, pozostałe drogi są szutrowe. Często trzeba poruszać się po zupełnym pustkowiu, korzystając jedynie z kolein pojazdów, które jechały wcześniej i zostawiły ślady.Niezwykle urokliwie wygląda trasa wiodąca "drogami" wzdłuż wybrzeża atlantyckiego. Brzeg jest skalisty, niebezpieczny dla statków, które zbliżą się zbytnio. Te, które to zrobiły, można spotkać wyrzucone na brzeg (foto w lewym dolnym rogu strony).Land Cruisery, którymi poruszaliśmy się po pustyni, to bardzo dzielne auta radzące sobie w każdych warunkach. Wyposażone w przełożenia terenowe i blokady mostów oraz w mocne silniki pozwalają pokonywać pochyłości o kącie nachylenia około 40 stopni (patrz zdjęcie obok, gdzie Land Cruiser zjeżdża ze stromej wydmy). Jeżdżąc po pustynii, należy pamiętać o kilku zasadach. To nie jest miejsce do wyścigów i szybkiej jazdy dla amatorów. Nigdy nie wiadomo, co będzie za wydmą, czy nie natrafimy na uskok w terenie itp. zasadzki. Gdy poruszamy się po sypkim piasku, należy zmniejszyć ciśnienie w oponach do 1,3-1,5 atmosfery w celu zwiększenia powierzchni styku opony z podłożem. Zapobiegnie to zapadaniu się auta w piasku. Podczas jazdy po płaskim używamy wyższych przełożeń terenowych. Przy podjazdach w bardzo sypkim piasku włączamy niższe przełożenia. Wtedy moment na kołach jest najwyższy. Ale uwaga: należy wówczas ruszać z drugiego biegu. Najważniejsze to płynna jazda. Gdy staniemy nawet na sekundę, auto osiądzie w piasku i trzeba będzie je odkopywać (często ręcznie, wygarniając piasek spod kół). Pod strome podjazdy należy zawsze podjeżdżać prostopadle, nie ustawiać się bokiem auta do zbocza, gdyż grozi to wywrotką i dachowaniem. Gdy nie można podjechać, trzeba wycofać się na sam dół po własnych śladach, włączyć biegi terenowe, zblokować mosty i próbować jeszcze raz, utrzymując silnik na wysokich obrotach. Nie wolno jeździć na półsprzęgle, gdyż grozi to szybkim jego spalaniem. Podczas zjazdów ze stromych wzniesień najlepiej włączyć pierwszy bieg terenowy i nie hamować (zrobi to silnik i skrzynia biegów). I tak jak w każdej jeździe terenowej uważać, uważać, uważać...
Galeria zdjęć
Na diamentowym szlaku
Na diamentowym szlaku
Na diamentowym szlaku