Tak naprawdę to nie wiem, jaka jest nagroda w wyścigu aut dostawczych. Na dodatek z silnikami wysokoprężnymi. Pod maską tego, chyba tego nie wypowiem, rajdowego Volkswagena Caddy pracuje 260-konny silnik wysokoprężny. To tak, jakby dostawcze Ferrari napędzane było olejem opałowym. No nie bardzo…
Z rajdowym Caddy mamy więc podwójnie żałosną sytuację. Po pierwsze, auto służące do tego, by dowieźć nam towary niezbędne dla naszej egzystencji, bierze udział w wyścigu. Po drugie, auto, które ma być oszczędne i co najwyżej akceptowalnie dynamiczne, ma silnik o mocy ponad ćwierć tysiąca koni. Idiotyzm!
A może tylko ja tak myślę?