Podczas egzaminu na prawo jazdy zginęła 18-letnia kobieta, która nie zdążyła uciec z samochodu, zanim doszło do zderzenia z nadjeżdżającym pociągiem. Uciec udało się za to 62-letniemu egzaminatorowi, który teraz ma postawiony zarzut nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lądowym ze skutkiem śmiertelnym. Mężczyzna nie przyznaje się do zarzutu, ale składa obszerne zeznania. Sąd zdecydował więc, że nie trafi on do aresztu. Ma natomiast zakaz pracy jako egzaminator i instruktor jazdy, a także zakaz opuszczania kraju, dozór policyjny, musiał też wpłacić poręczenie majątkowe. Egzaminatorowi teoretycznie grozi kara nawet do 8 lat więzienia.

Mężczyzna stwierdził w swoich zeznaniach, że chciał zatrzymać samochód po zjechaniu z torów kolejowych. Zeznał też, że próbował pomóc 18-letniej kobiecie w uruchomieniu samochodu po tym, jak zgasł on na samym przejeździe kolejowym. Gdy to się nie udawało, pospiesznie wysiadł z samochodu i uciekł z torowiska. Nie udało się to uczestniczce egzaminu, który została ciężko ranna po tym, jak pociąg uderzył w auto. Kobieta zmarła w szpitalu.

Prokuratura twierdzi, że egzaminator miał obowiązek zatrzymać samochód, gdy widział, że kursantka wjeżdża na przejazd be zatrzymania. Ponadto prokuratorzy sądzę, że uciekając z samochodu, mężczyzna nie dał kobiecie jasnego polecenia, by zrobiła to samo. Sam egzaminujący tłumaczy, że wyszedł z auta, bo chciał zepchnąć je z torów, czego nie zdążył zrobić.