A co na to Audi? Oficjalnie nie podało żadnych szacunkowych czasów okrążeń dla R8 V10. Czyżby obawiało się blamażu? A może po prostu uznało, że czasy uzyskiwane na torze stały się rodzajem marketingowego chwytu bez znaczenia? W porównaniu biorą udział supersportowe samochody, ale przecież są one przeznaczone do ruchu po drogach publicznych. Kto będzie nimi jeździł po Pętli Północnej?
Wprawdzie my to zrobiliśmy, ale ze szlachetnych pobudek. O najlepszych czasach i tak nie marzyliśmy, ponieważ tor nie był całkiem suchy. Ale pomimo to (z racji dziennikarskiej rzetelności) musieliśmy wiedzieć, który supersportowiec okaże się najlepszy. Do tego Nürburgring nadaje się znakomicie. Bardzo chcieliśmy znaleźć odpowiedź na pytanie: czy Porsche 911 Turbo jest jeszcze królem, czy może powinno już abdykować na rzecz Audi R8 V10 albo Nissana GT-R?
Okrutna prawda brzmi: niemieckim samochodem marzeń nie jest już Porsche 911, lecz Audi R8, które równie dobrze mogłoby się nazywać Lamborghini. Przecież ma dziesięć cylindrów, 525 KM (o 45 więcej niż 911 Turbo), centralnie umieszczony silnik, napęd na cztery koła i karoserię, która wygląda jak z pokazu haute couture. A to wszystko za cenę Porsche.
Jeszcze silniejszy jest atak z Dalekiego Wschodu. Samuraj o imieniu NISSAN GT-R z wdziękiem buldożera pokazuje „911-tce”, gdzie jej miejsce. Coupé z V6 biturbo ma 485 KM, napęd na cztery koła i elektronikę o IQ dorównującym chyba Einsteinowi. W dodatku ten cud techniki można mieć znacznie taniej niż niemieckich rywali.
Trzy wariacje (silnik z tyłu, pośrodku lub z przodu) na ten sam temat (wysoka prędkość) i jeden problem: od którego auta zacząć test? Najsilniej zadziałał magnetyzm Audi R8. Podobnie wyglądają tylko egzotyczne włoskie piękności. Na pierwszy rzut oka wersja V10 nie różni się od znacznie słabszego V8. Ma tylko większe wloty powietrza oraz inne koła.
Nawet w towarzystwie bardzo mocnych aut Audi R8 przyciąga wzrok, zupełnie jak Angelina Jolie w bieliźnie. W kabinie panuje atmosfera typowa dla Audi. Wnętrze jest solidnie i starannie wykończone, a jadący siedzą odprężeni niczym w limuzynie, tyle że w bardziej leżącej pozycji. Dzięki temu mają się poczuć wygodniej, bardziej cywilizowanie niż w krewniaku R8 – Lamborghini Gallardo.
Dziesięć cylindrów, zamiast wrzeszczeć, pięknie śpiewa niczym chór kościelny – harmonijnie, czasem energiczniej, ale cały czas z umiarem. Na Pętli Północnej Nürburgringu Audi R8 nie jest takie dzikie, na jakie wygląda. R8 nie szamocze się jak Lambo, tylko łagodnie pozwala się trzymać w cuglach. Agregat o pojemności 5,2 litra równomiernie rozwija moc, nie przeszkadzając nawet w rozmowie. Niepowstrzymanie ciągnie do przodu: na początku dziarsko, a potem znacznie gwałtowniej. Najpóźniej przy 6000 obr./min staje się jasne, że R8 nie musi się bać rywali, a przecież ma jeszcze 2700 obrotów w zanadrzu. Wspaniały motor! Świetny wybór dla tych, którzy już mają V8, ale brakuje im mocy.
V10 wzbudza nie mniejsze zaufanie niż słabszy o 105 koni bliźniak. Karoseria Audi R8 sprawia nieoczekiwanie łagodne wrażenie, ale prowokuje do osiągania granic możliwości auta, które reaguje precyzyjnie na polecenia kierowcy. Pojazd jest stale lekko podsterowny. Jednak gdy dodamy gazu, na ciasnym zakręcie możemy wykonać lekki drift dzięki większemu przydziałowi siły napędowej na oś tylną, po czym pięknie go kontrolować. To jest wspaniałe, tym bardziej że precyzyjnie zestrojona elektronika i napęd na cztery koła zapobiegają powstawaniu niebezpiecznych sytuacji także na śliskim.
Audi R8 udowadnia, że sprawdza się także w codziennym użytkowaniu, choć na wąskich uliczkach okazuje się za szerokie i zapewnia zbyt słabą widoczność. Oferuje za to wysoki komfort jazdy, a amortyzatory o zmiennej twardości (Magnetic Ride) sprawiają cuda. Radość z jazdy trochę psuje opcjonalna sekwencyjna skrzynia biegów (R-Tronic). Szarpnięcia podczas zmiany przełożeń powodują, że pasażer kiwa głową niczym modne niegdyś pieski ustawiane za tylną albo przednią szybą. Szkoda, że do silników R8 nie pasuje DSG.
W przypadku Nissana GT-R już pierwszy rzut oka wystarczy, żeby się porządnie przestraszyć. GT-R rozdziawia swoją paszczę jak przebudzony znienacka pitbull. Z tyłu ma raczej otwarte rury niż układ wydechowy. W kabinie panuje przewaga treści nad formą: na solidnych sportowych fotelach siedzi się jak w limuzynie.
Na monitorze można wyświetlić mnóstwo różnych diagramów, na przykład pokazujący chwilowe przyspieszenie poprzeczne, kąt skrętu, a nawet ciśnienie oleju w skrzyni biegów! W żadnym z konkurencyjnych aut świat wirtualny nie przenika tak bardzo do rzeczywistości. Ale to właśnie Nissan GT-R został bohaterem równoległego wszechświata, gwiazdą „Gran Turismo” – gry komputerowej o wyścigach samochodowych. Podczas jazdy „w realu” nie ma tak dużo czasu na odczytywanie tych wskazań.
Nissan GT-R wciska pasażerów w fotele, a dwusprzęgłowa skrzynia biegów zapewnia równomierne przyspieszanie bez przerw i bez litości. Ten duet napędowy jest świetny, jeśli przymkniemy oko na to, że V6 brakuje supersportowego charakteru. Odgłos pracy nie jest ekscytujący, przypomina raczej wirującą pralkę.Ale „japończyk” nie tylko świetnie przyspiesza. Także na zakrętach ma się czym pochwalić. Nissan GT-R jak przyklejone trzyma się toru jazdy, nawet wtedy, gdy jego rywale już się poddają. Nigdy nie staje się podsterowne, ani nadsterowne, niezależnie od tego, czy ESP jest włączony czy wyłączony, a także niezależnie od prędkości.
Precyzyjny, błyskawicznie reagujący układ kierowniczy sprawia, że Nissan GT-R tańczy dokładnie tak, jak kierowca zagra. Oczywiście, to wszystko pod warunkiem, że nawierzchnia jest sucha i gładka. W innym przypadku ogumieniu zaczyna brakować przyczepności, przeszkadza duża masa auta, a nierówności jezdni wyprowadzają Nissana z równowagi. Nie zaszkodziłoby, gdyby kierowca trochę wyraźniej czuł na kierownicy, co się dzieje na styku kół przednich i asfaltu. Kwestię komfortu wolelibyśmy w ogóle przemilczeć. Jest niski nawet po naciśnięciu przycisku „Komfort”. Bohater torów wyścigowych staje się oprawcą.
Porsche 911 Turbo nie zapewnia równie wysokiego komfortu jazdy co Audi, ale i tak jest pod tym względem lepsze niż Nissan. Ponadto 911 Turbo w przeciwieństwie do „japończyka” oferuje kierowcom lubiącym przekraczać granice poczucie, że wykorzystują w pełni jego możliwości. Prawidłowe prowadzenie wynagradza, pokonując zakręty zgodnie z życzeniem kierowcy, pozwalając na drifty, doskonale „dogadując się” z prowadzącym.
Układ kierowniczy Porsche 911 Turbo dostarcza kierowcy precyzyjnych informacji o jezdni, kontakt z nawierzchnią jest wręcz intymny, a dzięki krótkiemu rozstawowi osi auto okazuje się bardzo zwrotne (rywale nie są w stanie mu dorównać). No i ten dźwięk turbo podszyty gulgotem boksera, który wywołuje dreszcze i gęsią skórkę. Także tradycyjny sposób zmiany biegów za pomocą pedału sprzęgła i drążka daje mnóstwo frajdy, szczególnie jeśli działa tak doskonale, jak w 911. Jazda Porsche sprawia więcej przyjemności w porównaniu z Nissanem, postrachem torów z instynktem zabójcy. Audi na tle rywali to dżentelmen z klasą.
PODSUMOWANIE
Może i Porsche jest ikoną pojazdów sportowych, a Audi ma geny wspólne z Lamborghini, ale to Nissan wygrywa nasze porównanie. Szczerze mówiąc, wcale mnie to nie dziwi, bo czasy uzyskiwane podczas jazd na torze przez GT-R oraz jego charakter pokazują, jaki powinien być prawdziwy samochód sportowy. Do tego dochodzi superagresywny wygląd. Konkurenci też nie są źli, ale za oferowane przez nich osiągi trzeba zapłacić prawie dwa razy tyle co za Nissana.
red. Tomasz Kamiński
Ten, kto nie miał okazji prowadzić jednego z tych supersportowców, nie może sobie nawet wyobrazić, co te samochody potrafią. To, że są szybkie, jest oczywiste. Szokuje fakt, jak dobrze radzą sobie z przekazywaniem tak wysokiej mocy na koła. Na torze kierowcy wydaje się, że za chwilę wypadnie z zakrętu, a auta ze spontaniczną radością przyjmują kolejną dawkę niutonometrów. Choć cena powinna podpowiadać faworyta, moim zostaje Porsche 911 Turbo.
red. Janusz Borkowski